niedziela, 21 października 2012

Rozdział VI - Spotkanie

-Amanda, obudź się- Shun pochylił się nad dziewczyną.
-Shun, jest noc. A jeśli chodzi o mikser jest w dolnej szafce-wymruczała, będąc jeszcze w stanie uśpienia.
-Nie chodzi o mikser. Spotkanie!- przewrócił oczami.
-Już, już!
Pospiesznie włożyła ubrania, które leżały niedbale na krześle, związała włosy i wyszła z domu.
Szli teraz przez las. Nagle Shun zawiązał jej oczy. Robił to niepotrzebnie, bo w tych ciemnościach nie widziała wiele. Nawet nie pamiętała, jak wrócić. Zakręcił parę razy tak, żeby nie wiedziała, w którą stronę idą. Czuła na sobie podmuchy gorąca i zimna, jakby przechodzili przez niebo i piekło. Nie wiadomo skąd pojawił się mocny wiatr. W końcu, gdy wysoka temperatura utrzymywała się dość długo, a wiatr przestał wiać, Shun zdjął jej opaskę. Znajdowali się w ogromnej pieczarze. Pomieszczenie było szerokie na około piętnaście metrów, a wysokie na około siedem. Po bokach ustawione były posągi pół ludzi, pół zwierząt, przez środek prowadził czerwony dywan, który kończył się przed schodami. Zastanawiała się, jak coś takiego mogło pozostawać ukryte w tajemnicy, nikt tego nie odkrył.
-A więc jesteś- dobiegł ją głos z góry. Szybko uklękła.
-Jestem, Panie. Bała się podnieść głowę, ale jednocześnie chciała zobaczyć Mistrza. Tego, który wybrał ją, aby chroniła cały świat.
-Wstań.
Posłusznie wykonała polecenie. Ośmieliła się spojrzeć. Na podeście stało krzesło, na którym siedział starszy pan z kozią bródką. Jego twarz sprawiała wrażenie skupionej, wiecznie się czymś zamartwiającej, ale pogodnej, miłej i wesołej.
-Shun, czego ją nauczyłeś?- spytał chłopaka, tracąc zainteresowanie osobą dziewczyny, a zaczynając rozmowę z czarnowłosym.
-Nauczyłem ją obrony, słabych i średnich zaklęć, a także zaklęcia przedostatniego- odpowiedział, śmiało patrząc na niego. Wiedział, że jest bezpieczny. Wiedział ,ze on mu nic nie zrobi. W końcu to on go wychował.
-Uważasz, że jest gotowa na zaklęcie ostatnie?
-Tak, Panie. Uważam, że jest gotowa. Bezbłędnie i za pierwszym razem wykonywała zaklęcia. Widać było skupienie. Ośmielam się stwierdzić, że jest w wyższym stopniu zaawansowania.
-Wszystko idzie zgodnie z planem. Dobrze! Naucz ją więc zaklęcia ostatniego. Pamiętaj, musisz ją chronić- wskazał wzrokiem na dziewczynę.
-Rozkaz zostanie wykonany, Panie.
-Możecie odejść- powiedział.
 Ukłonili się i odeszli.
W drodze powrotnej Shun zatopił się w myślach. Jego twarz była nieobecna.
 Tak, on na pewno o czymś myślał. W jego głowie powstawał plan jak obronić Magiczną Istotę. Zastanawiał się także, dlaczego, gdy patrzy jej w oczy szybciej bije mu serce. Teraz zrozumiał, że zakochał się w tej dziwnej dziewczynie. On, Shun Kazami, potężny ninja, który nigdy nie okazywał żadnych uczuć, zakochał się. I to w tak krótkim czasie. Popatrzył na nią. Jej twarz była pogodna. Pewnie też o czymś myślała.
Myślała o swojej misji. W jej ręce zostało powierzone całe Dobro świata. Musi je chronić. Myślała też o Shunie. Ten chłopak jest dziwny. Coś przed nią ukrywa. Zauważyła, że przypatruje się jej. Spojrzała na niego.
W tym momencie ich spojrzenia się spotkały. Wytrzymali kilka sekund patrząc sobie głęboko w oczy, jakby chcieli dojrzeć swoje myśli, a potem odwrócili wzrok.

piątek, 19 października 2012

Rozdział V - Nocna ucieczka

- Amanda! Wstawaj!- Shun wyciągnął ją z krainy snów.
-Co się dzieje?- spytała. Zauważyła, że jest w samochodzie Shuna. Nie miała pojęcia, jak mógł przenieść ją z łóżka do auta nie budząc jej.
- Musimy uciekać. Zło jest już bardzo blisko. Za blisko.
Te słowa podziałały jak strumień zimnej wody. Amanda od razu się obudziła.
-A gdzie reszta?
-Tu jesteśmy!
Teraz dopiero zauważyła, że reszta siedziała obok niej. Keith był na miejscu pasażera.
-Gdzie teraz nas prowadzisz?
-Zobaczysz- odparł jak zwykle swoim tajemniczym tonem. Jego twarz też nie wyrażała nic.
Blady księżyc świecił jej prosto w twarz. Po policzku dziewczyny spłynęła jedna, samotna łza. Tak chciałaby być teraz z rodziną. Czuć, że wszystko jest w porządku. Nie przejmować się niczym. Teraz jest już za późno.
Zmęczona i przytłoczona przeżyciami poprzednich dni, usnęła.
*
Obudziła się, gdy słońce już świtało.
-Dzień dobry- usłyszała głos Shuna.- przyniosłem śniadanie.
-Dzięki-powiedziała sięgając po bułkę.- a gdzie Runo?
-Razem z Keithem i Gusem jest w barze. Zaraz przyjdą. Dziś czeka cię ciężki dzień-oznajmił siadając obok niej.
-Niby dlaczego?- zapytała.
-Nauka Zaklęć. Nauczysz się potężnego Zaklęcia Przedostatniego i innych, mniejszych.
-Nudzisz!- przerwała mu.- nie możemy zrobić dnia wolnego?
-Nie, bo Zło nigdy nie odpoczywa.
-Dobrze, dobrze, profesorze- odpowiedziała z pełną buzią jedzenia.
-To nie są żarty!
Widząc złego nauczyciela, powiedziała:
-Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Głupio wyszło. Co się dzieje? Moja ręka! Ona parzy! Boli!- z oczu popłynęły jej łzy.
-Pokaż! Widocznie zło cię zakaziło. Szybko! Potrzebujemy Zaklęcia! Skup się. Musisz to poczuć.
Ciężko było jej się skupić, bo ręka pulsowała ostrym bólem, ale udało się.
Oczy Amandy znów rozbłysły fioletowym światłem.
-Świetnie!- pochwalił ją Shun.- Drugie zaklęcie masz już za sobą!
-Jesteśmy! Czy coś nas ominęło?- z daleka słychać było krzyk Runo.
-Tak! Moje drugie zaklęcie!- odpowiedziała Amanda.
-Gratuluję- powiedział pełen uznania Gus.
-Starczy tego- krótko uciął Shun.- musimy się śpieszyć. Zajął miejsce przed kierownicą i odpalił silnik.
Przez dwie godziny jechali w milczeniu. Shun tępo wpatrywał się w jezdnię. Od długiego czasu nic nie mówił. Pasowała mu taka cisza. Od hałasu bolała go głowa. Przyzwyczaił się do samotnego życia, kiedy nie miał się do kogo odezwać. Cisza była jego przyjaciółką. W końcu skręcił w drogę prowadzącą do lasu. Kilka kilometrów potem zatrzymał się.
-Wysiadamy- powiedział- tu będziesz uczyła się zaklęć.
Amanda rozejrzała się. Była na pięknej polanie. Wokół rosły stare drzewa liściaste. Polana była porośnięta zielonym, soczystym mchem, z którego gdzieniegdzie wychylały się kwiaty. Od razu czuć było magię tego miejsca. Słońce hojnie obdarzało swoimi promieniami wszystko i wszystkich, którzy się tu znaleźli. Ptaki, a było ich mnóstwo, poukrywane w gałęziach śpiewały swoje najpiękniejsze pieśni. W oddali słychać było szum strumyka. Całe to miejsce było jakby odcięte od świata, niezależne. Żyło własnym życiem. Drzewa dawały cień w upalne dni, a jeśliby się wsłuchać w szmer liści usłyszałoby się historię sprzed kilkuset lat. Amanda okręciła się wokół własnej osi z zamkniętymi oczami. Czuła promyki słońca, które przyjemnie głaskały jej skórę.
-Tu jest idealnie- szepnęła tak, aby nikt jej nie słyszał.
-No to zaczynamy!- krzyknęła Runo.
-Cicho bądź!- skarcił ją Shun.- tu wszystko ma swoje oczy i uszy.
-Przepraszam- pisnęła i więcej się nie odzywała.
 -Dobrze. Zacznijmy od zaklęcia najmniejszego. To jest to, którego użyłaś na Ameracha w lesie. Znaczy na Keitha- dodał, gdy zauważył, że nie pojmuje.
-Acha- odparła.- na czym to polega?
-To powinnaś już wiedzieć. To Zaklęcie jest najsłabsze, ale ma swoje skutki. Wróg na dziesięć sekund jest otumaniony.
-Tylko dziesięć sekund?- spytała.
-Tyle starczy, żeby uciec. Musisz skupić się na celu. Przećwiczmy to. Odepchnij mnie tak, żebym poleciał na tamto drzewo- wskazał ręką średniej wielkości drzewo oddalone o jakieś dwadzieścia metrów.
-Ale Shun! Ja… Ja nie mogę.
-Nic mi się nie stanie.
-No dobrze.
Zebrała się w sobie, przymknęła oczy…
-Aaaaaaaaaa!- usłyszała tylko krzyk Shuna, który poleciał na roślinę.- Nic mi nie jest!- zapewnił po chwili.
-Udało się!
I tak minęło całe popołudnie. Amanda uczyła się zaklęć z użyciem oczu, rąk i myśli. Aż nadszedł ten moment….
-Teraz pora, żeby nauczyć cię zaklęcia przedostatniego.
-Dlaczego przedostatniego? Nie można ostatniego?- zapytała Runo.
-Nie. Ona nie jest jeszcze gotowa. To może zabić wszystkich dookoła. A Zaklęcie przedostatnie jest odpowiednie. Musisz użyć rąk. Wyciągnij je przed siebie. Lewa ręka musi być trochę niżej. O, tak, dobrze. Teraz skup wzrok na celu. Tym razem będzie to tamto drzewo- wskazał ręką tym razem na kilkusetletnie drzewo.- skieruj myśli na swój cel. Tylko ty i drzewo. Nikt poza tym. Skup się. Musisz wypowiedzieć formułkę: Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam Zaklęcie te, które przedostatnie zwie się i zmiecie cię z powierzchni ziemi!
- Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam zaklęcie te, które przedostatnie zwie się i zmiecie cię z powierzchni ziemi!
Udało się. Zaklęcie przedostatnie doszło do skutku. Ale Amanda chciała wiedzieć więcej.
-Naucz mnie zaklęcia ostatniego! Proszę!
-Nie! Dziś spotkasz się z Devalem.
-Dziś? Z Mistrzem?
-Tak. Sam wyznaczył miejsce na spotkanie.
-Gdzie?- próbowała się dowiedzieć.
-Nie tutaj- powiedział rozglądając się po lesie.- Nie tutaj.


Rozdział IV - Niebezpieczeństwo!

Gdy wstała Shuna jak zwykle nie było w pobliżu. Runo spała w najlepsze, tak jak Gus i Keith, którzy przytuleni do siebie wyglądali zabawnie. Zaczęła przygotowywać śniadanie. Tylko dla siebie, bo Shun nigdy nic nie jadł, a Runo i tak obudzi się gdzieś około 12. Potem wyszła na zewnątrz. Chociaż bała się wychodzić sama, jednak przełamała ten lęk. Jeszcze nie wiedziała i nie umiała posługiwać się swoją mocą. Dopiero w najbliższych dniach Shun miałką nauczyć podstawowych zaklęć. Zamyślona wchodziła coraz głębiej w las. Pierwsze promienie słońca nieśmiało przedzierały się przez gałęzie, by dotrzeć i ogrzać ziemię. W całym lesie słychać było radosny śpiew ptaków. Witały nowy dzień. Nagle usłyszała trzask pękającej gałęzi. Ktoś za nią szedł. A może to tylko jakieś zwierzę? Odwróciła się, lecz nikogo nie zauważyła. Niepewnym krokiem poszła dalej.
-Pamiętaj, Zło zawsze cię znajdzie!- echem odbijało się od drzew. Teraz była pewna, że ktoś ja śledzi. Stanęła na środku jakiejś polany i krzyknęła prosto przed siebie:
-Kim jesteś? Wyjdź! - Odpowiedział jej głośny śmiech.
-Jestem twoim koszmarem. Jestem śmiercią.
Natychmiast rzuciła się do ucieczki, ale wróg był szybszy. Przyparł ją do drzewa, uniemożliwiając wyśliźnięcie się. Jego ręce mocno zacisnęły się na nadgarstkach dziewczyny, prawie je łamiąc.
-Odejdź ode mnie! Puść!
Nagle jej oczy zrobiły się nie jak zwykle- niebieskie, tylko fioletowe. Jakaś magiczna siła odepchnęła demona. Teraz to zauważyła. To był Keith. Ten Keith, który zwykle jest trochę niezdarny, zawsze próbuje ją rozśmieszyć, chciał ją zabić?
-Myślisz, że jesteś lepsza? Zaraz cię zabiję!- szybko podniósł się z ziemi i spojrzał na nią swoimi czerwonymi, płonącymi z wściekłości, oczami.
Szybko podszedł do niej. Mocno kopnął w brzuch tak, że upadła na ziemię zwijając się w kłębek. Kopnął ją jeszcze raz. Jej rana, którą uzdrowił Shun znów się otworzyła.
-Zostaw mnie, proszę. Proszę-błagała, kuląc się ze strachu i bólu. Nie wiedziała, ile czasu minęło. Była jedną, wielką, otwartą raną. Nigdy nie czuła takiego bólu.
-Hahaha! Nic ci teraz nie pomoże.
-Shun!!!- zawołała ostatkiem sił. Jej opiekun natychmiast się zjawił. Widocznie musiał jej szukać.
-Uciekaj!- zawołał do niej. Choć była cała obolała, z rany krew lała się strumieniami, a brzuch był w koszmarnym stanie, natychmiast zerwała się do ucieczki, ale po chwili upadła. Zaklęcie odebrało jej większość sił. Powoli odwróciła się. To, co zobaczyła, było straszne. Jej opiekun walczył z Keithem. Zauważyła, że z przedramienia Shuna sączyła się krew. Demon musiał go zranić. Wiedziała, że szanse są wyrównane. Wiedziała, że już przy tym pierwszym starciu ze złem Shun może nie przeżyć. A jednak stało się inaczej.
-Ostatnie życzenie?- spytał, przyciskając go do ziemi i prawie miażdżąc mu głowę. Wróg ledwo oddychał.
-Zniszczyć Amandę-wychrypiał.
-Nigdy- otwartą dłonią uderzył go w czakrę serca. Z ciała zaczęła unosić się czerwona mgła. Amanda skuliła się ze strachu, chociaż była kilkanaście metrów dalej.
-To Amerach opuszcza jego duszę-wytłumaczył, podchodząc do niej.- Teraz jest czysty- a widząc jej strach dodał- musiałem to zrobić, Am… Inaczej zabiłby cię.
-Wierzę ci. Musisz robić to, co rozkaże Deval. Ale ty jesteś ranny!
Przyjrzał się swoim prawym przedramieniu.
-Niedługo sama też do niego pójdziesz-powiedział- a ta rana nic mi nie zrobi- i na dowód pokazał zdrowe ramię. Widocznie musiał się uzdrowić.
-Tobie też przydałaby się pomoc- dotknął jej brzucha. Jakiś impuls elektryczny przeszedł przez jej ciało lecząc żołądek, rękę i połamane nadgarstki. Czuła, że odżywa. Mogła znowu swobodnie zaczerpnąć powietrza.
-Oh... Gdzie ja jestem? Amanda? Shun? Co wy tu robicie? Moja głowa…
-Keith! Ty żyjesz!- Amanda rzuciła mu się na szyję. Wiedziała, że to prawdziwy Keith. On nigdy nie zrobiłby jej nic złego.
-Oczywiście, że żyję. A co miałbym innego robić?- uśmiechnął się.
-No… nie żyć- i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Shun się uśmiechnął.
-Wracajmy. Runo na pewno się obudziła i domaga się śniadania. A z Runo nie tak łatwo jest wytrzymać, kiedy jest głodna.
-Biedny Gus. Został z nią sam- powiedział Shun.
-A możecie mi powiedzieć skąd ja się wziąłem w środku lasu?- spytał Keith.
-Długa historia. Lepiej pomóżmy Gusowi.
Śmiejąc się trójka przyjaciół poszła w stronę domku ukrytego wśród drzew.