poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział LX - Wiadomość


-Amanda! Shun! Szybko! Mam ważną wiadomość!
-Co się stało, Amis?
-Wrogowie powstali. Szykuje się wojna. Król zbiera wojska Aniołów, ale sam traci już nadzieję. Bez Was nie wygramy!
-Ale kto powstał?
-Oni!
-Kim są „Oni”
-Amerach, Apokalipter, Potwór… wszyscy, których pokonaliście. Najgorsi z najgorszych! Pomóżcie nam!
-Przecież to niemożliwe!
-Nie wiemy jak to się stało! Król zapowiada, że to będzie wojna, o której nikt nigdy nie mówił. Pomożecie?
Amanda popatrzyła na chłopaka i oboje kiwnęli głowami.
-Oczywiście, że pomożemy.
-Król przewiduje, że wojna odbędzie się za trzy dni.
-Za szybko!
-Niestety. Liczę, że stawicie się równo w południe na Polanie Zaklęć. Teraz muszę iść.
I wtopiła się w powietrze.
-Shun, słyszałeś to?! Boję się! Przecież ledwo co nie zginęłam, ty też prawie zginąłeś… Nie damy rady- upadła na podłogę- Shun, tak strasznie się boję!
-Wygramy to! Zobaczysz!- ale widać było, że sam nie jest pewny swoich słów.

Rozdział LIX - W domu


-No to jesteśmy!- powiedział z ulgą kładąc walizki na podłodze.
-Tak. W sumie ten wyjazd nie był taki zły.
-Ja chcę tylko o nim zapomnieć.
-Jasne. Rozumiem. Pójdę do siebie.
Weszła do pokoju. Wszystko stało na swoim miejscu.
„Powinnam się cieszyć, ale nie umiem. Nie potrafię.”
Nie mogła się uśmiechnąć. Łzy spływały po jej policzkach. Chociaż ta scena była już dawno za nią, to i tak wracała przed jej oczy. Tamten pamiętny dzień wraca jak bumerang.
„Shun i Lea… Jak on mógł? Mój Shun…”
Zaniosła się szlochem. Wszystkie emocje ulotniły się z niej za pomocą łez. Leżała na łóżku w dziwnej pozycji. Usłyszała ciche pukanie. Poczuła, że jej łóżko ugina się. Zauważyła czarne kosmyki włosów i cichy głos:
-Nadal o tym myślisz?
-Nawet nie wiesz, jak to boli.
-Ale to ona… tak z zaskoczenia… nie mogłem się bronić, ale… ty mi nie wierzysz, prawda?
-Próbuję!- krzyknęła- ale nie mogę, nie mogę!- znów szloch zagłuszył słowa.
Shun nic nie powiedział. Wiedział, że ona sama musi się do tego przyzwyczaić. Wstał i bezszelestnie wyszedł z pokoju.

Rozdział LVIII - Pogodzeni? Na pewno?


Ostatni dzień. Nic się nie zmieniło. Nie zamienili nawet słowa ze sobą. Shun błąkał się po plaży, hotelu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Lea wiernie mu towarzyszyła. Na początku próbował ją odgonić, ale wkrótce porzucił tę myśl.
„Myśl! Tylko ona mi pozostała. Jedyna pamiątka po niej. Teraz nie chce mnie znać. Oddałbym wszystko za jedno słowo od niej…”
Wszedł do apartamentu zamykając drzwi przed nosem Lei.
-Amis?- zapytał cicho- Amis!
-Tak, Shun? Szybko, nie powinnam tutaj być!
-Proszę, przekonaj Am, żeby do mnie wróciła!
-Niestety nie mogę. Naprawdę ją zraniłeś. Teraz muszę iść.
-Nie, Amis!
Znikła.
-Amanda! Muszę coś zrobić! Muszę ją odzyskać! Kocham ją!
Szybko otworzył drzwi. Za nimi stała…
-Amanda?
-Mogę wejść?
-Oczywiście.
-Przemyślałam wszystko. Dam ci jeszcze jedną szansę, ale to będzie ostatnia. Shun, kocham cię i nie chcę tego kończyć!
-Tak się cieszę! Obiecuję, nigdy tego nie zrobię! Dziękuję!
Wreszcie Amanda mogła zrobić to, na co czekała cały tydzień. Pocałowała czarnowłosego.
-Czyli wszystko jest w porządku? Na pewno?
-Tak, na pewno.
-Jeszcze raz ci dziękuję.
Lea była zaskoczona, kiedy zobaczyła parę wychodzącą z hotelu i trzymającą się za ręce.
-To wy pogodzeni?- zapytała.
Minęli ją, nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem.
***
Kiedy teraz to dodaję, patrzę na swój styl pisania. Od momentu, kiedy pisałam te rozdziały, znacznie się poprawił i mam nadzieję, że będzie poprawiał się dalej.

Rozdział LVII - Samotni


Położyła się na łóżku i rozpłakała jak dziecko.
-Shun, jak mogłeś!?- pytała.
Tymczasem dwa piętra niżej…
-Ale z ciebie głupek! Idiota! Teraz ona cierpi! To wszystko twoja wina!- krzyczał sam na siebie. Nie potrafił wybaczyć sobie, że skrzywdził tą Istotę. Tak delikatną, słabą… Upadł na podłogę i płakał. Po prostu płakał.
Lea nadal stała na plaży. Wiatr jeszcze nosił strzępki kłótni Amandy i Shuna. Dziewczyna zacierała ręce.
-Niedługo Shun! Niedługo będziesz mój!
Rankiem każdy poszedł w inną stronę. Amanda omijała Shuna z daleka. Nie chciała widzieć jego twarzy, bo wiedziała, że się rozpłacze. Zbyt dobrze znała tą twarz. Znała wyraz radości, smutku, nadziei… Łzy napłynęły jej do oczu.
„Nie! Nie dam mu satysfakcji! Będę silna!”
Jednak bycie samotnym jest trudniejsze.

Rozdział LVI - Kłótnia


Szybko otworzył drzwi i wniósł nieprzytomną dziewczynę. Pierwsze co zrobiła to uderzyła go w twarz, a potem się rozpłakała.
-Jak mogłeś, Shun?
-Ale… to nie ja… To ona…
-Nie oszukujmy się, Shun! Lepiej skończmy to z godnością!
-Ale ja nie chcę niczego kończyć!
-Uwierz mi, tak będzie najlepiej- próbowała zachować spokój, ale w środku aż kipiała z wściekłości.
-Ale ja cię kocham! Tylko ciebie!
-Widać już tak nie jest!
-Amanda, proszę!
W tym momencie zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu widniał napis „Lea”.
-No odbierz ten telefon! Twoja dziewczyna dzwoni!
-To nie jest moja dziewczyna!
-Koniec tej głupiej kłótni. Idę zamówić inny pokój. A ty zaproś tutaj swoją przyjaciółkę!
-Nie, Amanda, nie!
Szybko spakowała swoje rzeczy i wyniosła się do apartamentu dwa piętra wyżej. Shun został sam w wielkim pokoju.