czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział LI - Spokój


„Nareszcie. Moje marzenie się spełniło. Świat jest wolny od zła. Cisza i spokój”- myślała, wystawiając głowę do słońca, które delikatnie wplątywało jej się we włosy.
Poczuła, że ktoś siada obok. Nie odwracając się powiedziała:
-Piękny dzień. Zupełnie taki, kiedy zaczęła się nasza przygoda.
-Tak, to był piękny dzień. Chociaż na początku nie myślałem, że tak to się zakończy, ale przyznam, jestem zadowolony z końcowego efektu.
Uśmiechnęła się. Także była zaskoczona, ale szczęśliwa. Jeszcze bardziej wysunęła głowę. Shun popatrzył na nią z uwielbieniem. Kochał patrzeć na tę dziewczynę. Jej blond włosy zlewały się z promieniami słońca. Takiej szczęśliwej nigdy jej nie widział. Amanda jakby odgadła jego myśli i powiedziała:
-Jestem szczęśliwa, bo nareszcie zło odeszło, Shun! Możemy być spokojni! Możemy bez przeszkód chodzić na spacery, bawić się! Shun, tak długo na to czekałam! Świat jest nareszcie wolny!
-Tak, a wszystko dzięki tobie.
-Dzięki nam- szybko go poprawiła- ty też masz w tym swój udział! Mam ochotę wyjść na ulicę i krzyczeć! Chyba jestem za bardzo szczęśliwa, ale nic na to nie poradzę…
-Mam pomysł! Idźmy do lasu. Muszę ci coś pokazać!
-Co?
-Niespodzianka!
-Ach! Shun, nie bądź taki tajemniczy!- krzyczała idąc za nim i tupiąc nogami.
-Zachowujesz się zupełnie jak dziecko!
Przystanęła. Z założonymi rękami utkwiła swoje spojrzenie na chłopaku.
-Przepraszam, ale nic nie poradzę, że jesteś słodka!
Udobruchana posłusznie znów udała się w drogę.
Przystanęli dopiero na polanie. Tam Shun znikł.
-Shun, nie baw się ze mną w chowanego!- krzyczała rozglądając się.
Nagle ktoś z zawrotną szybkością przebiegł obok niej. Zatrzymał się parę metrów dalej.
-I jaka to niespodzianka?
-Spójrz w prawo.
Popatrzyła na wskazane miejsce. Na pniu był rozłożony obrus, a obok stał kosz.
-Niespodzianka!- zawołał Shun.
-Jak za dawnych czasów.
Usiedli. Shun wyjął jedzenie. Potem poszli wąską ścieżką z powrotem.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział L - Koniec


-To już koniec zła!
-Tak, nareszcie koniec. Myślałam, że cię nigdy już nie zobaczę.
-Runo! A skąd ty tu?
-Powiedzmy, że przeczuwałam coś, więc jestem.
Dziewczyna mocno przytuliła przyjaciółkę.
-A my?- dobiegł ją urażony głos.
-Keith! Gus! Jak miło was słyszeć!
Po pięciu minutach wszyscy siedzieli w salonie.
-Opowiadaj! Żądam szczegółów!
-Dobrze, już, już… W śnie ukazał mi się potwór i zaatakował mnie. Zostałam zarażona przez najwyższe zło. Umierałam.
-Co?
-Tak, dobrze słyszysz, Keith. Lecz Shun poszedł do Mistrza i przyniósł miksturę. Zadziałała, ale tylko na kilka godzin. Potem znów straciłam świadomość. Shun cały czas przy mnie był. Ale nie tylko on. Potwór ciągle wkradał się do mojego snu. Pan poradził Shunowi, żeby wszedł do mojego snu. Było bardzo niebezpiecznie. Shun także był bliski śmierci, ale to był już koniec… Koniec zła. Wiem, brzmi to trochę dziwnie, ale jeszcze nie jestem w pełni sprawna. Przecież zaatakowało mnie zło.
-Tak, rozumiem. Nie mogę się z tym pogodzić, że mnie przy tobie nie było, kiedy mnie potrzebowałaś. Przepraszam Amando.
-Hej, nie smuć się. To nawet lepiej, że ciebie nie widziałam, i że nie byłaś blisko. On był naprawdę niebezpieczny. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało przeze mnie. A teraz wybaczcie, jestem zbyt słaba. Pójdę się położyć.
-My też pójdziemy. Dosyć już usłyszeliśmy.
-Tak, tak- potwierdził Keith. On i Gus cały czas byli milczący. Widać, że martwią się o dziewczynę.
-Do zobaczenia.
Shun zamknął drzwi. Poszedł do pokoju dziewczyny. Leżała na podłodze. Nie miała siły. Chłopak delikatnie wziął ją na ręce i położył na łóżku. Sam delikatnie usiadł na brzegu. Popatrzył na istotę. Była taka, jaką poznał pierwszego dnia. Piękna, zarażająca uśmiechem, pogodna. Lecz coś się stało, coś w niej pękło. Teraz zdawała sobie z tego sprawę, że życie nie zawsze jest tak kolorowe. Przeżyte przygody odcisnęły swoje piętno w jej oczach. Chociaż nadal błyszczały jak gwiaździsta noc, to widać było w nich mądrość, wrażliwość, zrozumienie... Zmęczony zasnął, delikatnie się uśmiechając.

Rozdział XLIX - "Proszę, nie odbieraj mi go!"


Leżał na ziemi w kałuży krwi.
-Shun!- uklękła ze łzami w oczach.
Podniosła go. Otworzyła portal i zaniosła go do domu. Położyła na łóżku. Biała pościel od razu zmieniła kolor na ciemnoczerwony.
-Nie zostawiaj mnie! Amis? Jesteś?
-Jestem zawsze tam, gdzie ty.
-Czy on będzie żył?
-Obawiam się, że nie…
-Nie możesz nic zrobić?
Anioł pokręcił przecząco głową.
Wtem Amanda zobaczyła białą, zakapturzoną postać. Domyśliła się, kto to jest.
-Proszę, nie odbieraj mi go!- rzekła błagalnym głosem.
Istota spojrzała na dziewczynę i na jej zapuchniętą od płaczu twarz swoimi zimnymi oczami.
-Jego czas już nadszedł- powiedziała cichym, oschłym głosem.
-Proszę, proszę! On jest dla mnie wszystkim! Amis, pomóż!
-Anioł?
-Tak, jestem aniołem.
-Czyli jesteś dobrym człowiekiem. Według Prawa masz prawo do dwóch życzeń w swoim życiu.
-Moim pierwszym życzeniem jest zostawienie Shuna przy życiu.
-Twoje życzenie właśnie się spełniło- dobiegł do jej uszu słabnący głos.
-Shun! Żyjesz!
-Amanda! Bałem się, że cię nigdy więcej nie zobaczę!
Para mocno się przytuliła.
-Dziękuję Amis.
-Przecież ja nic nie zrobiłam!
-Zrobiłaś. Jesteś najlepszym aniołem!

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział XLVIII - Pusty dzień, przygotowania i ostatnia walka

To prawda, dziewczyna była u schyłku życia. Teraz Shun siedział przy niej dzień i noc. Nie wychodził nawet po jedzenie. Czekał na jakiś znak życia. Co godzinę lekko potrząsał jej ramieniem. Nic. Dopiero około godziny 23 istota powoli podniosła wzrok na czarnowłosego. Te piękne oczy, niegdyś przypominające gwiaździstą noc, zgasły. Zrobiły się szare, martwe. Powoli podniosła dłoń. Shun natychmiast ją ujął. Dreszcz przebiegł po jego ciele. Jej ręka tak jak oczy, była zimna. Po policzku spłynęła łza. Starła ją niezdarnie, ale na próżno. Łzy leciały z coraz większą szybkością. Shun patrzył na to ze smutkiem. Jest świadkiem tego, jakie zło potrafi być okrutne.
„Zabiera najbliższych…”
Nie mógł tego znieść. Wyszedł pospiesznie. Zamknął się w pokoju. W ręku trzymał pistolet.
-Nie rób tego!-usłyszał głos.
-Niby dlaczego? Nic mi już nie pozostało- odpowiedział oschle.
-Jeszcze nie wszystko jest stracone! Ach! Boli!
-To co mam zrobić?
-Musisz wskoczyć w jej sen. Wiem, że to prawie nierealne i zdarza się raz na milion, ale musisz zaryzykować. Zrób to dla niej.
*
-Boję się. Strasznie się boję, ale muszę to zrobić- sam próbował siebie przekonać o słuszności tego pomysłu.
-To zadanie jest trudne. Musisz się skupić. Musisz czuć, że twoje myśli, twoja dusza i ciało stają się płynną masą. Gdy wpadniesz w ten trans, musisz kierować wolę w stronę dziewczyny. Ona cię wchłonie. W środku jej umysłu musisz zachować ostrożność. Pełno tam pułapek. Na pewno go tam spotkasz. Jeśli umiesz kontrolować swoją moc, myślę, że wszystko pójdzie dobrze. Uderz najsilniejszym atakiem. Więcej nie jestem w stanie ci powiedzieć. Teraz idź, czuję, że walka już się zaczęła. 
* 
Ostrożnie uchylił drzwi. Spała. Widocznie potwór ją zaatakował. Spróbował się skoncentrować. Na początku nie wyszło, lecz za drugim razem czuł, jak jego myśli i dusza przepływają mu przez ramię. Wszedł do jej umysłu. Od razu poczuł zapach zgnilizny. Zobaczył leżącą bez ruchu osóbkę - Amandę!
-Amanda!
-S-Shun?
-Och, widzę, że mamy nieproszonego gościa!
-Milcz!- posłał w jego stronę kilka promieni. Jeden z nich drasnął Loana w ramię, nic mu nie robiąc. Atak był za słaby.
-Może teraz pozwolisz, żebym ja zaprezentował swoją moc?- wypuścił wielką kulę ognia, która uderzyła dziewczynę. Jej serce ledwo biło.
To bardzo zdenerwowało Shuna. Słyszał powolne bicie serca swojej przyjaciółki.
-Zginiesz!- krzyknął przez łzy. Lecz zanim zdążył zaatakować, kula ognia uderzyła go prosto w brzuch, tworząc wielką dziurę. Chłopak upadł na ziemię, zwijając się w spazmach bólu.  
-Dlaczego to robisz?- spytała nagle, odzyskując siły- zabierasz najbliższych, ranisz ludzi! Po co ci to potrzebne? 
-Niepotrzebnie się denerwujesz, słoneczko.
Doczołgała się do Shuna, położyła rękę na dziurze i częściowo go uzdrowiła.
-Jest dobrze- próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł grymas. 
-Teraz musimy go wykończyć.
Złapali się za ręce. W walce było to niebezpieczne, ponieważ ich moc była tak wielka, że mogłaby zniszczyć ich oboje. Podeszli bliżej.
-Wspólny atak? Tak się boję! Kto mnie uratuje?
Skierowali połączone ręce w jego stronę. Oślepiła go wielka jasność. Ginął w płomieniach.
-Shun, znów się udało! Shun?!