niedziela, 23 grudnia 2012

One shot

Jako, że już jutro Wigilia, a ja tego dnia nie za bardzo będę mieć dostęp do komputera, wrzucam dzisiaj one shota. Jest to chyba drugi one shot, który napisałam w swoim życiu. Mam nadzieję, że Was nie zawiedzie. 
A na Święta życzę Wam ciepła, miłości, radości z czasu spędzonego z rodziną, bo to, że wszyscy są razem, mogą wreszcie zwolnić- to jest najważniejsze.
Wesołych Świąt!
***
Śnieg prószył za oknem. Ludzie spieszyli się, każdy w swoją stronę. Nikt się nie uśmiechał, każdy był zaprzątnięty swoimi sprawami. Kupić mąkę, drożdże, a prezenty? Czy starczy mi czasu?- większość zadawała sobie takie pytanie. No tak, za tydzień Boże Narodzenie. Wokoło czuło się tą magię, to oczekiwanie. W sklepach leciały, jak co roku, świąteczne piosenki, które każdy dobrze znał, a niektórzy nawet nucili je pod nosem, błądząc między półkami w poszukiwaniu tego, o czym marzy ich dziecko. W Święta marzenia się spełniają. Tak przynajmniej mówią. Czy to prawda? Owszem, jest coś cudownego i tajemniczego. Coś, co czuje każdy, ale żaden nie potrafi dokładnie wytłumaczyć o co chodzi. Czy to ta choinka stojąca na rynku cała w światełkach? Czy może śnieg, który prószy już od tygodnia? Albo przedświąteczny szał zakupowy?
Patrzyła na to wszystko przez duże okno w salonie. Uśmiechnęła się. Uwielbiała to. Za każdym razem z utęsknieniem czekała na grudzień, a potem skrupulatnie odliczała dni do Gwiazdki.
-Może nam pomożesz?- spytała mama, wieszając dużą bombkę na gałęzi świerku, zwanego przez wszystkich choinką.
-Tak, oczywiście- poderwała się z miejsca i złapała za inne ozdoby. Miała siedemnaście lat, ale nadal to lubiła.
Pamiętała czasy, kiedy miała cztery lata, a jej tata podnosił ją, żeby mogła przyczepić gwiazdę na czubku.
Siedemnaście lat. Popularność, przyjaciele, dobre stopnie, wspaniały kontakt z rodziną- wszystko to miała, lecz zawsze czegoś jej brakowało. Zawsze się nad tym zastanawiała. Czego może jej brakować do szczęścia? To było jak puzzle- nie zobaczysz obrazka w całej okazałości, bo zgubił się ten jeden najważniejszy element. Bez tego nie ma radości.
Wróciła do swojego pokoju, wzięła książkę i zaczęła czytać. To był jej sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Chociaż na chwilę. Chociaż na chwilę wejść do innego świata. Pogrążyła się na moment w lekturze, po czym odłożyła ją na bok. Na okładce widniał tytuł- Niebezpieczna gra.
-Shun… nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym, żebyś był tutaj. Amanda jest wielką szczęściarą, że cię ma- położyła się na plecach. Po jej policzkach spłynęły łzy. Częściowo ze smutku, częściowo- ot tak, bo chciało jej się płakać.
Zawsze starała się ukrywać emocje i okazywać tyle, ile to potrzebne. Ale w życiu zawsze są takie chwile słabości, kiedy trzeba to wyrzucić na zewnątrz. Szybko starła łzy.
-Nie mogę się rozklejać… idą święta- lekki uśmiech rozjaśnił jej twarz. Sięgnęła po książkę.
*
Tydzień później...
-To dziś!- pisnęła radośnie, kiedy tylko otworzyła oczy. Od razu podbiegła do okna. Miała taki zwyczaj od zawsze. Chciała wiedzieć, co się wokół niej dzieje. Śnieg przestał padać. Było jasno, ale cały świat jeszcze spał.
W ten dzień wszystko jest inne. Takie uroczyste, pełne szczęścia. Pomagała mamie rozstawiać talerze, witała gości, rozmawiała i śmiała się.
Na niebie zajaśniała pierwsza gwiazda. Ulice opustoszał. Każdy dostał opłatek i już mieli składać sobie życzenia, kiedy nagle zadzwonił dzwonek.
-Otworzę- powiedziała mama i poszła zobaczyć, kto to.
Po chwili do pokoju wszedł czarnowłosy chłopak.
-Jest i nasz dodatkowy gość- uśmiechnęła się ciocia- poznajcie: to jest Shun, syn mojej przyjaciółki, która odeszła niedawno. Zaprosiłam go tutaj, nie macie nic przeciwko?- popatrzyła na rodziców dziewczyny.
-Ależ nie!- uśmiechnął się tata- im nas więcej, tym lepiej! W ten dzień nikt nie powinien być sam. Proszę Shun, opłatek dla ciebie- podał mu talerzyk.
Każdy łamał się i składał najlepsze życzenia.
 Stanęła przed chłopakiem.
-Hm... nie wiem, czego mam ci życzyć. Wcale cię nie znam. Ale na pewno zdrowia- bo jest najważniejsze, żadnych smutków, za to dużo radości- popatrzyła w jego brązowe oczy. Wydawało się, że je zna. A to imię? Jak w książce. Zbieg okoliczności?
-Dziękuję. Życzę ci, abyś zawsze pamiętała, kim jesteś i nie traciła siebie, bo pragnienie bycia kimś innym, to marnowanie osoby, którą się jest. Dlatego zawsze trzeba się zastanowić, zanim coś sobie zażyczysz. Wszystkiego najlepszego, Amando.
-Amando? Jestem Melody- zmarszczyła brwi.
Pokręcił głową w geście zaprzeczenia.
-W Święta marzenia się spełniają, pamiętasz? To są twoje słowa. Tydzień temu wypowiedziałaś życzenie. Chciałaś, abym tu był. Jestem.
Odsunęła się o krok.
-Zwariowałeś?
Lekko, prawie niezauważalnie, uśmiechnął się.
-Rozumiem cię. Może to być dla ciebie szok, ale tak miało być. Amando uwierz mi. Nie mógłbym cię oszukać. Zobacz, to naprawdę ja- rozłożył ręce. Niepewnie podeszła bliżej.
Wyglądał zgadzał się z opisem w książce. Czarne włosy sięgające ramion, duże brązowe oczy, blada cera, zgrabna sylwetka...
-Shun? Nie wierzę...- zamknęła oczy i znów je otworzyła, jakby to był sen.
Tyle razy myślała o tym, jak mogłoby wyglądać ich spotkanie, gdyby istniał, ale nigdy nie było takiego scenariusza. Mogli na siebie przypadkowo wpaść w galerii, albo w parku, albo... wszystko, ale nie tak!
-Kochani, zapraszam do stołu.
Usiadła obok Shuna. Czuła ciepło bijące od niego. Ogarnęły ją spokój i poczucie bezpieczeństwa. co było dziwne, bo nigdy go nie spotkała. Jedzenie wyglądało naprawdę apetycznie, ale ona prawie nic nie zjadła.
-Coś się stało?- zapytała zatroskana mama, pokrywając swoją dłonią jej dłoń.
-Nie, mamo. Nic się nie stało. Wszystko w porządku- przywołała na twarz wymuszony uśmiech.
Po skończonej kolacji, Shun zapytał:
-Możemy iść do ciebie?
Lekko kiwnęła głową i wstała od stołu. Weszła po schodach na piętro i otworzyła drugie drzwi po lewej. Shun wchodząc, zamknął je.
Usiedli na kanapie. Chłopak wziął głęboki wdech i zaczął:
-Nadal nie wierzysz? Myślisz, że to sen? Przypadek? Tu nic nie dzieje się przypadkowo, Amando.
-Nie mów do mnie Amando!- krzyknęła, poirytowana. Miała swoje imię, a on nazywał ją imieniem tej dziewczyny z książki! Może to jakiś szalony fan?
-Ale czy nie chciałabyś n być? Mieć jej przygody?
Spuściła głowę. Tak... bardzo. Co noc przed zaśnięciem marzyła o tym. Marzyła, że stanie się nią i razem z brązowookim będą pokonywać zło.
-Chcesz? Potrzebuję tylko twojej odpowiedzi.
-Chcę- wyszeptała. Podniosła głowę. Była w zupełnie innym miejscu.
-Witaj w nowym świecie. Wesołych Świąt, Amando.

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział XVI - Dom

-Amanda, obudź się!- Shun brutalnie wyciągnął ją z krainy snów.
-Co? GDZIE TYM RAZEM MNIE WIEZIESZ NIE PYTAJĄC MNIE O ZDANIE?- nie wytrzymała i wybuchnęła. Shun przyjął to ze spokojem i powiedział:
-Do twoich rodziców.
-Do domu?- spytała ciszej.
-Tak, i zaraz tam będziemy.
Rozejrzała się. Brakowało jej tu kogoś.
-Be i De zostali w domu- powiedział Shun, jakby czytając jej w myślach- zdecydowaliśmy, że to będzie twój wyjazd. Dawno ich nie widziałaś.
Niepewnie stanęła przed dębowymi drzwiami. Zadzwoniła. Otworzyła jej mama. Wyglądała tak samo. No, może przybyło jej kilka zmarszczek, ale to nadal była ta sama, kochana mama. Zawsze uśmiechnięta, mająca dużo pracy, ale zawsze znalazła czas dla rodziny na rozmowę.
-Amanda!- zdążyła powiedzieć, bo sekundę potem wylądowała w ramionach córki.
-Cześć, mamo- zamknęła oczy, czując pod powiekami łzy.
Po kilku minutach uścisków Amanda przedstawiła Shuna.
-To jest mój przyjaciel, Shun- chłopak ukłonił się lekko.
-Dzień dobry, Shen.
-Shun, mamo- poprawiła Am.
-Przepraszam. Ale nie stójcie tak w progu. Wejdźcie- szerzej otworzyła drzwi. Weszli do środka. Amanda zaczęła rozglądać się po domu. Nic się nie zmieniło. Dwie kanapy, stół, fotel, telewizor. Wszystko po staremu. Tak, wszystko. Nawet tata siedzący w fotelu i czytający gazetę.
-Cześć, tato.
-Amanda? A skąd ty tutaj?- odłożył gazetę i podbiegł do córki.
Znów zaczęły się uściski. W końcu mama to przerwała.
-Pewnie jesteście głodni. Chodźcie do jadalni. Zaraz przyniosę obiad.
Przy posiłku rodzice próbowali dowiedzieć się, gdzie była ich córka, lecz ona milczała jak głaz. Wieczór spędzili przy oglądaniu horroru. Dla Amandy był tak straszny, że siedziała wtulona w swojego przyjaciela. Potem zmęczona poszła spać. Shun został sam z jej rodzicami.
-Przejdźmy do konkretów. Czy to, co robicie jest… jest bezpieczne?- spytała jej mama, patrząc na chłopaka.
-Szczerze? Nie. To jest bardzo niebezpieczne.
-A możesz opowiedzieć nam wszystko od początku? 
Shun, upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, zaczął opowieść:
-16 lat temu, gdy zło wydostało się na świat dobry pan, Deval, wybrał Amandę, żeby chroniła dobro. Kilka miesięcy temu otrzymałem polecenie, że muszę jej pomóc. Wkrótce po nauce zaklęć, która jest niezbędna do pokonania zła, zniszczyliśmy Ameracha. Teraz mamy nowego wroga- o wiele silniejszego od poprzedniego. 
-Czy ona... ona odniosła jakieś obrażenia w czasie tych bitew?
-Tak, ale proszę się nie martwić o to. Dzięki magii rany zniknęły.
-Bardzo się o nią martwimy, gdy jest daleko. A możesz mi powiedzieć jakie to był obrażenia?
-Na początku rana na ręku, potem inne, mniejsze, aż w końcu złamana noga...
-Złamana ale jak to?
-Trey,uga Apokaliptera stanął jej na nodze- beznamiętnym tonem odpowiadał na pytania.
-Co?- rodzice byli zdumieni.
-Tak, nie przesłyszeli się państwo. A teraz proszę wybaczyć, jest już późno, jutro musimy jechać w dalszą drogę. 
-Już jutro? Dlaczego tak szybko?
-Zło nigdy nie odpoczywa- odpowiedział swoim jak zwykle tajemniczym tonem.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział XV - Trening i nowe zaklęcia

W końcu samochód zatrzymał się na dalekiej polanie. Wyszło z niego dwoje ludzi.
-To tutaj? Tu będziemy uczyć się Zaklęć?
-Tak, to właśnie Polana Zaklęć. Tu każde drzewo jest magiczne. Zaczynamy! Teraz, gdy używasz magii nie możesz głośno wypowiadać zaklęcia. „Mówisz” je oczami- wyjaśniał, od czasu do czasu spoglądając na dziewczynę.
-Dziwne, ale dobrze, spróbuję. Zniszczę ten kawałek polany.
„Dalej, musisz rozwalić to. Proszę, rozkazuję, niech się stanie!” Buch! Polana zapłonęła żywym ogniem. W środku płomienia stała Amanda. Wcześniej używała tylko kawałka swojej mocy, bo całość mogłaby ją zabić. Dzięki temu zaklęciu uwolniła całą moc. Skierowała płomienie na drzewa będące obok. Szybko się spaliły. Po tym bezwładnie opadła na ziemię. Oczywiście niezawodny Shun zaraz był przy niej.
-Gratulacje! Uwolniłaś całą moc!- pochylił się nad nią.
-Czemu wokoło są gwiazdy? O, chyba za dużo wczoraj wypiłam…
-Nie udawaj!
-No dobra, ale skoro ja leżę, to ty też musisz- i pociągnęła chłopaka w dół. Ten położył się obok niej. Leżeli tak dłuższą chwilę, aż w końcu Amanda coś sobie przypomniała.
-Rodzice! Przecież oni nie widzieli mnie od dawna! Co ja im powiem?- przewróciła się nad bok, podparła głowę ręką i popatrzyła na niego.
-Nic. Po prostu ja wszystko im wytłumaczę. Ale jeszcze musisz pouczyć się Zaklęć- odpowiedział spokojnie.
-Chyba dziś nie da rady. Ani jutro… Chyba, że z aniołkami.. Hahaha!- usłyszeli śmiech.
-Shadow! Ty jeszcze żyjesz?- szybko poderwali się do góry.
-Tak, cudem uratowałem się i mam nowego pana, który wysłał mnie, żebym was zabił! Hahaha!
-To będzie twój sprawdzian. Zabij Shadow'a- polecił chłopak.
„Proszę, rozkazuje. Niech obudzą się we mnie płomienie!” A gdy tak się stało skierowała je na Shadow'a. Chłopak ginął w męczarniach.
-Jeszcze pożałujecie!- to były jego ostatnie słowa.
Po tym zapadła ciemność.
Miała dziwny sen. Była w zamku. Stała w jednej z wież. Skądś dobiegała muzyka. Zauważyła drzwi. Szybko wspięła się po schodach i otworzyła je. W powietrzu unosiły się skrzypce. Grały najpiękniejszą na świecie melodię. Tak smutną, melancholijną, a jednak radosną i skoczną. Tak jakby dźwięki dopasowywały się w jej nastrój. Stała tak zahipnotyzowana. Nagle od tyłu podszedł strażnik i zaczął trząść jej ramionami.
-Amanda? tym razem przedobrzyłaś. Za dużo mocy- usłyszała zmartwiony głos.
-Przepraszam, ale myślałam, że jestem gotowa- powoli otworzyła oczy.
-Dobrze, dobrze, my już swoje wiemy- z dołu dobiegł ją piskliwy głosik.
-Przepraszam was, ok? De, nie gniewaj się.
-Jak mam się nie gniewać? Wszystko idzie świetnie, a ty nagle wyskakujesz z jakąś mocą i umieraniem!- nerwowo zaczął chodzić po pokoju.
Dziewczyna wzięła go na ręce i przytuliła mocno.
-Przecież wiesz, że tego bym nie zrobiła.
Futrzak zadowolony, objął ją łapkami.
Shun przypatrywał się tej magicznej istocie. W każdym człowieku, w każdym zwierzęciu umiała wywołać uśmiech i nadzieję. Pełen podziwu i zachwytu patrzył, jak bawi się z menarokami.
Dochodziła północ. Zwierzęta, a także Amanda, zaczęły ziewać. Po chwili zasnęły.

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział XIV - Lync i Volt

-I teraz my musimy ich szukać.
Przez las szła dwójka dziwnych ludzi. Jeden z nich- różowo włosy- mówił, mocno gestykulując. Drugi patrzył prosto przed siebie.
-Nie narzekaj Lync.
-Ciekawe, czy spotkamy ją, czy tego jej rycerzyka.
-Lync, Lync, kogo nazywasz rycerzykiem?
-Yoh?
-Nie, Shun- i jednym ruchem zerwał z siebie przebranie, które upadło z cichym szelestem za jego plecy.
-A więc to tak! Jednak się spotykamy!
-Tak, ale nie będą to miłe pogaduszki.
Jednym ruchem powalił Lynca na ziemię.
-Chociaż to nie byłeś ty, ale poczujesz to, co czuła Amanda, kiedy Trey łamał jej nogę- i mocno stanął mu na kończynie, która pod ciężarem złamała się w pół.
Nagle chłopak upadł na ziemię zamroczony przez uderzenie Volta.
-Pokonałeś go, nie pokonasz mnie, sam o tym wiesz. Teraz za to zemszczę się, a wy zgodnie polecicie na drzewo te-Amanda pojawiła się znikąd i szybko zainterweniowała. Za pomocą zaklęcia podniosła Shuna i zaprowadziła go do domu, gdzie czekali Be i De.
-Co się z nim stało?
-Oh, Be, przecież widzisz, że jest nieprzytomny.
-Cii… Właśnie się budzi.
-Amanda? A gdzie oni? Pokonałaś ich?- zamrugał kilka razy.
-Tak, wszystkim się zajęłam. Co cię podkusiło, żeby od razu walczyć z nimi dwoma?- i nie czekając na odpowiedź powiedziała: -możesz obrócić się tak, bym widziała twoje plecy? Muszę zobaczyć, czy nie ma rany.
Shun obrócił się i podniósł koszulkę.
Amanda delikatnie przejechała ręką po plecach chłopka czując pod dłonią jego mięśnie. Zatrzymała się, gdy Shun syknął z bólu. Na tym miejscu widniał wielki siniak.
-No, nieźle cię Volt urządził.
-Ale cierpiałem w dobrej sprawie- uśmiechnął się słabo.
-Tak, tak, a teraz zaciśnij zęby, bo może zaboleć-ostrzegła dziewczyna.
Położyła dłoń na jego plecach. Magiczny dreszcz przebiegł przez ciało chłopaka nie zostawiając śladu po siniaku.
-Gotowe!
-Dziękuję. W zasadzie nie powinien być dla ciebie aż tak miły...
-W zasadzie to nie miałam obowiązku pomóc ci w zmniejszeniu cierpienia.
-Daj mi skończyć! Nie powinienem być tak miły, ale mogę zrobić wyjątek.
-Czuję się wyróżniona.
-I pamiętaj: nie wychodź nigdzie bez Amandy, bo ci źli panowie mogą zrobić ci ała- De, jak zawsze, musiał dorzucić swoje trzy grosze.
-Właśnie- przytaknął Be.  
-Dobrze, będę pamiętał- powiedział Shun i pogłaskał oba menaroki- teraz możesz być już sobą. Oni wiedzą, że tu jesteśmy. Teraz na pewno nie unikniemy konfrontacji.
-Czyli bitwa?
-Niestety tak. Ale na razie nie teraz. Jeszcze nie.