-I teraz my musimy ich szukać.
Przez las szła dwójka dziwnych ludzi. Jeden
z nich- różowo włosy- mówił, mocno gestykulując. Drugi patrzył prosto przed
siebie.
-Nie narzekaj Lync.
-Ciekawe, czy spotkamy ją, czy tego jej
rycerzyka.
-Lync, Lync, kogo nazywasz rycerzykiem?
-Yoh?
-Nie, Shun- i jednym ruchem zerwał z siebie
przebranie, które upadło z cichym szelestem za jego plecy.
-A więc to tak! Jednak się spotykamy!
-Tak, ale nie będą to miłe pogaduszki.
Jednym ruchem powalił Lynca na ziemię.
-Chociaż to nie byłeś ty, ale poczujesz to,
co czuła Amanda, kiedy Trey łamał jej nogę- i mocno stanął mu na kończynie,
która pod ciężarem złamała się w pół.
Nagle chłopak upadł na ziemię zamroczony
przez uderzenie Volta.
-Pokonałeś go, nie pokonasz mnie, sam o tym
wiesz. Teraz za to zemszczę się, a wy zgodnie polecicie na drzewo te-Amanda
pojawiła się znikąd i szybko zainterweniowała. Za pomocą zaklęcia podniosła
Shuna i zaprowadziła go do domu, gdzie czekali Be i De.
-Co się z nim stało?
-Oh, Be, przecież widzisz, że jest
nieprzytomny.
-Cii… Właśnie się budzi.
-Amanda? A gdzie oni? Pokonałaś ich?-
zamrugał kilka razy.
-Tak, wszystkim się zajęłam. Co cię
podkusiło, żeby od razu walczyć z nimi dwoma?- i nie czekając na odpowiedź
powiedziała: -możesz obrócić się tak, bym widziała twoje plecy? Muszę zobaczyć,
czy nie ma rany.
Shun obrócił się i podniósł koszulkę.
Amanda delikatnie przejechała ręką po
plecach chłopka czując pod dłonią jego mięśnie. Zatrzymała się, gdy Shun syknął
z bólu. Na tym miejscu widniał wielki siniak.
-No, nieźle cię Volt urządził.
-Ale cierpiałem w dobrej sprawie- uśmiechnął się słabo.
-Tak, tak, a teraz zaciśnij zęby, bo może
zaboleć-ostrzegła dziewczyna.
Położyła dłoń na jego plecach. Magiczny dreszcz przebiegł przez ciało chłopaka nie zostawiając śladu po siniaku.
-Gotowe!
-Dziękuję. W zasadzie nie powinien być dla ciebie aż tak miły...
-W zasadzie to nie miałam obowiązku pomóc ci w zmniejszeniu cierpienia.
-Daj mi skończyć! Nie powinienem być tak miły, ale mogę zrobić wyjątek.
-Czuję się wyróżniona.
-I pamiętaj: nie wychodź nigdzie bez Amandy, bo ci źli panowie mogą zrobić ci ała- De, jak zawsze, musiał dorzucić swoje trzy grosze.
-Właśnie- przytaknął Be.
-Dobrze, będę pamiętał- powiedział Shun i pogłaskał oba menaroki- teraz możesz być już sobą. Oni wiedzą, że tu jesteśmy. Teraz na pewno nie unikniemy konfrontacji.
-Czyli bitwa?
-Niestety tak. Ale na razie nie teraz. Jeszcze nie.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz