niedziela, 15 września 2013

Rozdział LXXII - Klaus


Szła główną aleją parku. Miała świetny humor. Shun nareszcie pozwolił jej samej wychodzić. Nagle ktoś do niej podszedł.
-Hej, jestem Klaus, a ty?
-A więc to ty jesteś Klaus von Herzon, tak? Miło mi cię poznać, mam na imię Amanda.
-A więc już wiesz? Faliana ci powiedziała?
-Tak, powiedziała. Dobrze zobaczyć kogoś, kto nie jest zrobiony ze światła- zachichotała.
-Jesteś tutaj sama?
-Nie, gdzieś tu musi się kręcić Shun, mój chłopak.
-Czy to nie wy uratowaliście świat?
-Tak, my- odpowiedziała znudzonym głosem. Często słyszała to pytanie. Spojrzała na zegarek- to już ta godzina?! Shun będzie zły! Muszę iść!
-Spotkamy się jeszcze kiedyś?
-Na pewno!- odkrzyknęła, będąc już kilkanaście metrów dalej.
***
Do końca opowiadania zostało 14 rozdziałów. Postaram się je dodać w tym tygodniu.

Rozdział LXXI - W mieście


Wyszła z willi w towarzystwie Shuna.
„Wiele się zmieniło…”
Miasto ożyło. Stało się kolorowe. Budynki pachniały świeżą farbą, Aprogazzanie sadzili drzewa. Uważnie rozglądała się dookoła. Szli powoli. Dotarli aż za mury miasta. Chcieli iść dalej, ale coś ich powstrzymywało. Niewidzialna bariera. Wtedy Shun wpadł na pewien pomysł.
-A może by przeciąć tę tarczę? Tylko czym?
-Może… naszą mocą?
-Świetny pomysł! Jesteś gotowa?
-Nie dzisiaj, Shun.
-Rozumiem. Nadal musisz odpoczywać.
Następnego dnia przed tarczą…
-Zaczynamy?
-Zaczynamy!
Złapała Shuna za rękę. Poczuła jak lekki prąd przebiega przez jej ciało. Jakby miała wiele małych iskierek w sobie. Skierowali ręce na tarczę. Ze złączonych dłoni strzeliła wiązka oślepiającego światła, która zniszczyła tarczę. Przed nimi roztaczał się inny świat.
-Jak go nazwiemy?- zapytała.
-Balvgard.
-Świetnie! Więc od dziś nazywasz się Balvgard- powiedziała jakby do tego świata- Shun, wracajmy, po tym jestem trochę zmęczona.
W mieście zaczepiła ich Faliana.
-Muszę wam coś powiedzieć.
-My tobie też- przerwała jej w pół słowa- zniszczyliśmy tarczę!
-Naprawdę?! To świetnie! Jesteśmy wam bardzo wdzięczni, a ja… Muszę się wam do czegoś przyznać. Poza wami jest jeszcze jeden człowiek. Nazywa się Klaus von Herzon.
-Inny Ziemianin? Dlaczego to ukrywałaś?
-Szczerze mówiąc zapomniałam o nim.
-Porozmawiamy później, Faliano. Teraz się spieszymy.

Rozdział LXX - Amanda

Potem wyszedł i znów zostawił mnie samą w tym wielkim pokoju.
Nie chciało mi się spać, więc spróbowałam wstać. Shun mnie zabije, kiedy się o tym dowie, ale cóż - spróbować zawsze warto. Wstałam i zrobiłam kilka kroków. Przy każdym stąpnięciu czułam ból, ale co tam! Udało się! Wróciłam powoli do łóżka. Postanowiłam, że będę trenować, nic nie mówiąc Shunowi. Uwaga! Ktoś wchodzi.
-Jak się czujesz?
I znów to pytanie! Denerwujące!
-Jak na razie dobrze. Jak wam idzie odbudowywanie?
-Shun trochę pomaga. Bez niego nie postawilibyśmy miasta nawet w miesiąc.
-To znaczy, że wszystko jest odbudowane?
-Tak, spójrz przez okno.
Zasłony były zaciągnięte. I jak ja mam zobaczyć? Brawo, Faliano!
-Ups… Przepraszam. To ja może lepiej już pójdę- powiedziała, uprzednio rozsuwając zasłony.
Tak, idź! Zostaw mnie znów samą!
Może to i lepiej. Mam czas na rozmyślania. W ciemnym i chłodnym pokoju łatwo zapaść w sen. No i oczywiście tak się stało! Trzeba było trzymać powieki, a nie dać im spokojnie osunąć się na oczy!
Po godzinie poczułam, że ktoś głaszcze mnie po włosach. Poczułam znany zapach delikatnych perfum. Otworzyłam jedno oko.
-Pobudka! Musisz coś zjeść!
Podsunął mi talerz. Sałatka. Dam radę.
-Dzięki, Shun.
W milczeniu przyglądał mi się jak jem. Ciekawe, o czym myśli…
-Shun, o czym myślisz?
Zaskoczyłam go tym pytaniem! Ha! Jestem nieobliczalna!
-O niczym.
Spławia mnie! Nie dam się tak łatwo!
-Ale ja wiem, że o czymś myślisz!- oświadczyłam i odsunęłam od siebie tacę z jedzeniem. Położył ją na stoliku i położył się obok. Pocałował mnie. Oczywiście, chce mnie czymś zająć. No to mu się to udało. Potem znów usiadł.
-Ile jeszcze tu będziemy?
-Póki nie odbudujemy miasta i nie wyzdrowiejesz. 
-Aha- odpowiedziałam, bo nic mi nie przychodziło do głowy.

-Shun, nie mogę tego przed tobą ukrywać! - nie znosiłam kłamać, chociaż to czasem się przydawało, chociażby po to, żeby nie martwić Shuna. Odsunęłam kołdrę i stanęłam na podłodze.
-Rozmawialiśmy o tym! Połóż się do łóżka.
-Shun, zobacz.
Otworzył buzię ze zdziwienia.
-Co tak się patrzysz?
-T-ty chodzisz!
-Tak - i jakby na potwierdzenie tych słów zrobiłam piruet. Shun tak śmiesznie wyglądał ze zdziwioną miną, że musiałam się roześmiać.
Zrozumiał, że śmieje się z niego, więc przybrał normalny wyraz twarzy.
Teraz znów czuję się człowiekiem. Mogę pomóc w odbudowywaniu miasta. Przemaszerowałam przed Shunem, wzięłam spódniczkę, top, sandałki i poszłam do łazienki.

Rozdział LXIX - Oczami Shuna


Delikatnie usiadłem na łóżku. Pogłaskałem jej miękkie włosy. Uśmiechnęła się przez sen. Cicho wyszedłem z pokoju. Usiadłem na swoim łóżku, a raczej położyłem się. Dlaczego ona jest taka smutna? Bardzo się martwię. Co będzie, jeśli ona już nie będzie mogła chodzić?
„Shun, co ty wygadujesz! Nie możesz tak myśleć!”- oczywiście! Mój głos sumienia zawsze ma swoje zdanie.
-Ale to może być prawda!- powiedziałem głośniej niż chciałem. Na szczęście Amanda się nie obudziła.
 „Musisz być silny. Ona liczy, że jej nie zawiedziesz.”
-Tak, wiem, ale to trudniejsze niż myślałem.
Z powrotem wśliznąłem się do jej pokoju. Nie spała. Leżała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w sufit. Byłem przekonany, że mnie nie dostrzegła, ale ona zapytała cichym, smutnym głosem:
-Shun, czy tak będzie zawsze?
-To znaczy jak?
Nie rozumiałem o co jej chodzi.
-Zło, inne światy, bitwy… mam już tego dość.
Więc o to chodzi! Usiadłem na łóżku.
-Kiedyś też mnie o to pytałaś. Nie mamy na to wpływu. Zawsze już tak będzie.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Odwróciłem wzrok. W przeciągu kilku dni z radosnej dziewczyny zmieniła się w smutną Amandę. Rozumiem ją. Jest wykończona. Potrzebuje odpoczynku.
-Prześpij się trochę.
Już miałem wstać, kiedy znów usłyszałem cichy szept.
-Shun… ty mnie nie zostawisz?
Złożyłem delikatny pocałunek na jej bladym policzku i wyszedłem.