piątek, 19 października 2012

Rozdział IV - Niebezpieczeństwo!

Gdy wstała Shuna jak zwykle nie było w pobliżu. Runo spała w najlepsze, tak jak Gus i Keith, którzy przytuleni do siebie wyglądali zabawnie. Zaczęła przygotowywać śniadanie. Tylko dla siebie, bo Shun nigdy nic nie jadł, a Runo i tak obudzi się gdzieś około 12. Potem wyszła na zewnątrz. Chociaż bała się wychodzić sama, jednak przełamała ten lęk. Jeszcze nie wiedziała i nie umiała posługiwać się swoją mocą. Dopiero w najbliższych dniach Shun miałką nauczyć podstawowych zaklęć. Zamyślona wchodziła coraz głębiej w las. Pierwsze promienie słońca nieśmiało przedzierały się przez gałęzie, by dotrzeć i ogrzać ziemię. W całym lesie słychać było radosny śpiew ptaków. Witały nowy dzień. Nagle usłyszała trzask pękającej gałęzi. Ktoś za nią szedł. A może to tylko jakieś zwierzę? Odwróciła się, lecz nikogo nie zauważyła. Niepewnym krokiem poszła dalej.
-Pamiętaj, Zło zawsze cię znajdzie!- echem odbijało się od drzew. Teraz była pewna, że ktoś ja śledzi. Stanęła na środku jakiejś polany i krzyknęła prosto przed siebie:
-Kim jesteś? Wyjdź! - Odpowiedział jej głośny śmiech.
-Jestem twoim koszmarem. Jestem śmiercią.
Natychmiast rzuciła się do ucieczki, ale wróg był szybszy. Przyparł ją do drzewa, uniemożliwiając wyśliźnięcie się. Jego ręce mocno zacisnęły się na nadgarstkach dziewczyny, prawie je łamiąc.
-Odejdź ode mnie! Puść!
Nagle jej oczy zrobiły się nie jak zwykle- niebieskie, tylko fioletowe. Jakaś magiczna siła odepchnęła demona. Teraz to zauważyła. To był Keith. Ten Keith, który zwykle jest trochę niezdarny, zawsze próbuje ją rozśmieszyć, chciał ją zabić?
-Myślisz, że jesteś lepsza? Zaraz cię zabiję!- szybko podniósł się z ziemi i spojrzał na nią swoimi czerwonymi, płonącymi z wściekłości, oczami.
Szybko podszedł do niej. Mocno kopnął w brzuch tak, że upadła na ziemię zwijając się w kłębek. Kopnął ją jeszcze raz. Jej rana, którą uzdrowił Shun znów się otworzyła.
-Zostaw mnie, proszę. Proszę-błagała, kuląc się ze strachu i bólu. Nie wiedziała, ile czasu minęło. Była jedną, wielką, otwartą raną. Nigdy nie czuła takiego bólu.
-Hahaha! Nic ci teraz nie pomoże.
-Shun!!!- zawołała ostatkiem sił. Jej opiekun natychmiast się zjawił. Widocznie musiał jej szukać.
-Uciekaj!- zawołał do niej. Choć była cała obolała, z rany krew lała się strumieniami, a brzuch był w koszmarnym stanie, natychmiast zerwała się do ucieczki, ale po chwili upadła. Zaklęcie odebrało jej większość sił. Powoli odwróciła się. To, co zobaczyła, było straszne. Jej opiekun walczył z Keithem. Zauważyła, że z przedramienia Shuna sączyła się krew. Demon musiał go zranić. Wiedziała, że szanse są wyrównane. Wiedziała, że już przy tym pierwszym starciu ze złem Shun może nie przeżyć. A jednak stało się inaczej.
-Ostatnie życzenie?- spytał, przyciskając go do ziemi i prawie miażdżąc mu głowę. Wróg ledwo oddychał.
-Zniszczyć Amandę-wychrypiał.
-Nigdy- otwartą dłonią uderzył go w czakrę serca. Z ciała zaczęła unosić się czerwona mgła. Amanda skuliła się ze strachu, chociaż była kilkanaście metrów dalej.
-To Amerach opuszcza jego duszę-wytłumaczył, podchodząc do niej.- Teraz jest czysty- a widząc jej strach dodał- musiałem to zrobić, Am… Inaczej zabiłby cię.
-Wierzę ci. Musisz robić to, co rozkaże Deval. Ale ty jesteś ranny!
Przyjrzał się swoim prawym przedramieniu.
-Niedługo sama też do niego pójdziesz-powiedział- a ta rana nic mi nie zrobi- i na dowód pokazał zdrowe ramię. Widocznie musiał się uzdrowić.
-Tobie też przydałaby się pomoc- dotknął jej brzucha. Jakiś impuls elektryczny przeszedł przez jej ciało lecząc żołądek, rękę i połamane nadgarstki. Czuła, że odżywa. Mogła znowu swobodnie zaczerpnąć powietrza.
-Oh... Gdzie ja jestem? Amanda? Shun? Co wy tu robicie? Moja głowa…
-Keith! Ty żyjesz!- Amanda rzuciła mu się na szyję. Wiedziała, że to prawdziwy Keith. On nigdy nie zrobiłby jej nic złego.
-Oczywiście, że żyję. A co miałbym innego robić?- uśmiechnął się.
-No… nie żyć- i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Shun się uśmiechnął.
-Wracajmy. Runo na pewno się obudziła i domaga się śniadania. A z Runo nie tak łatwo jest wytrzymać, kiedy jest głodna.
-Biedny Gus. Został z nią sam- powiedział Shun.
-A możecie mi powiedzieć skąd ja się wziąłem w środku lasu?- spytał Keith.
-Długa historia. Lepiej pomóżmy Gusowi.
Śmiejąc się trójka przyjaciół poszła w stronę domku ukrytego wśród drzew.

0 komentarzy: