wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział VII - Porwana

Spała w najlepsze, gdy poczuła, że ktoś ją unosi. Pomyślała, że to Shun, więc tylko oparła mu głowę na ramieniu i mocniej się w niego wtuliła. Ktoś niósł ją do lasu, potem pod ziemię, aż do wilgotnej i zimnej jaskini.
-Nareszcie! Mam cię!- to nie był głos czarnowłosego. Od razu otworzyła oczy. 
-Co? Amerach?
-Tak i to we własnej osobie. Miło mi cię zabić- uśmiechnął się, pokazując ohydne zęby.
-Zabić?
-Och, tak. To będzie dla mnie zaszczyt.
-Shun!- wiedziała, że sama nie da rady. Mógłby zabić ją jednym ciosem. Ale najpierw chciał się trochę po napawać tym, że ją ma, że jest bezradna, sama, uwięziona. 
-Możesz wołać swojego przyjaciela kiedy i ile chcesz. Tu nikt cię nie usłyszy. Jesteśmy tylko my- ze strachem spojrzała w jego czarne oczy. Widziała w nich tylko szaleństwo i zło.
Chciała się stąd wydostać. Nie miała ochoty teraz umrzeć. Miała dopiero szesnaście lat. Zaczęła myśleć, a raczej gorączkowo przypominać sobie lekcje Shuna. To był jedyny ratunek, skoro jej opiekun nie mógł jej znaleźć.
Siłą woli rozwiązała sznury. Powoli zaczęła wypowiadać zaklęcie...
-Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam zaklęcie te, które przedostatnie zwie się i zmiecie cię z powierzchni ziemi!
Zapłonął ogień. Spalił Ameracha, ale Amanda wiedziała, że to nie koniec. On wróci. Odrodzi się tak jak Feniks z popiołów. Będzie wściekły i jeszcze silniejszy. Wróci, by ją zniszczyć.
*
Szybko wydostała się z jaskini, choć to był istny labirynt. Jednak intuicja musiała jej podpowiedzieć, w którą stronę skręcić tak, aby znów poczuć przyjemny powiew świeżego powietrza na twarzy. Promyki słońca oślepiły ją. Jej włosy falowały w blasku. Wkrótce przyzwyczaiła się do jasności. Dobiegły ją czyjeś nawoływania. To Shun!
-Shun!- zawołała ostatkiem sił. W mig był przy niej. Przytulił ją do swojej piersi. Poczuła ciepło bijące od niego i usłyszała przyspieszone bicie jego serca.
-Bałem się o ciebie- powiedział. Gdy zorientował się, że przytulił dziewczynę, chciał ją odepchnąć, lecz ona wybuchnęła płaczem i kurczowo złapała go za bluzkę.
-Shun, tam był on... on mnie uwięził... chciał mnie zabić i ja, ja użyłam zaklęcia przedostatniego i, i on zniknął, ale on wróci, prawda?- powiedziała jednym tchem, trochę się jąkając, jednocześnie patrząc z przestrachem i nadzieją w jego oczy. Tamto spotkanie był trudnym, nowym, a przede wszystkim bolesnym doświadczeniem. Chłopak mocniej ją przytulił i powiedział:
-Niestety tak. Wróci. Teraz będzie silniejszy. Trzeba cię nauczyć zaklęcia ostatniego i to teraz. Chodź!
Posłusznie udała się za nim. Dotarli do małej polanki.
-Zaklęcie jest proste. Brzmi ono tak: Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam zaklęcie te, które ostatnie zwie się. Zmiecie cię z powierzchni ziemi. Niech moc żywiołów zapłonie i moje życie uratuje. Zło zagrozić mi nie może. Dobro zawsze zwycięża zło. Teraz ty spróbuj. Pamiętaj, zaklęcia ostatniego nie można odwrócić.
-Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam zaklęcia te, które ostatnie zwie się. Zmiecie cię z powierzchni ziemi. Niech moc żywiołów zapłonie i moje życie uratuje. Zło zagrozić mi nie może. Dobro zawsze zwycięża zło.
-Shun udało się, udało!- zadowolona zaklaskała w dłonie i uśmiechnęła się do niego.
-Teraz jestem pewien, że uda ci się obronić świat i dobro, które w tobie płynie.
-Amanda! Shun? Gdzie jesteście? No nie, zawsze ich nie ma, kiedy są potrzebni!- dobiegły ich wrzaski Runo.
-Tu jesteśmy!- krzyknęła Amanda.
-Amanda! Jak ty wyglądasz!
Dopiero teraz dziewczyna spostrzegła, że jej fioletowa sukienka jest cała poszarpana. Na nogach miała pełno zadrapań i siniaków, a nadgarstki całe we krwi od sznurów, które ją więziły.
-Ach to? To nic- próbowała się tłumaczyć. Złe na razie przeszło i nie chciała do tego wracać.
-Jak to? Przecież widzę, że coś jest. Wyglądasz jakbyś była po walce.
Amanda spojrzała na nią znacząco.
-Pokonałaś go?- cicho spytała Runo podchodząc do niej i lekko obejmując.
-Niestety nie. Wróci. Silniejszy. Boję się tego. A gdzie jest Shun?- zapytała po chwili.
-Co się przejmujesz? Zawsze go nie ma!
"Ale on... nieważne"- pomyślała dziewczyna.- Chodźmy, Runo.
Gdy weszły do domku zobaczyły Gusa stojącego z patelnią.
-Dziś polecamy naleśniki- powiedział do zdumionych dziewczyn.

0 komentarzy: