czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział VIII - Kilka chwil spokoju

-Zabiję ją! Nic z niej nie zostanie! Jeszcze tylko kilka dni. Dobro zginie, a ja będę panem całego świata! Shadow, ile jeszcze mam czekać?!
-Do zakończenia odnowy pozostały dwa dni- odpowiedział potulnie, klękając i nie podnosząc głowy.
-Aż tyle? Nie mogę czekać!
-Niestety, nie da się tego przyspieszyć, panie.
-Dobrze, Shadow. Możesz odejść. Tymczasem ja uknuję cudowny plan zemsty. Amanda zginie razem z tym jej obrońcą. I tym razem nic mnie nie powstrzyma. Uodporniłem się na zaklęcie, którego użyła przeciw mnie. Zło zapanuje nad światem, a ludzie będą bić mi pokłony! Jeszcze tylko dwa dni.
*
Zegar pokazywał 7.30. Po skromnym śniadaniu, ubrała się w granatową sukienkę i wyszła. Był piękny letni poranek. Słońce przedzierało się przez drzewa. Lubiła podziwiać przyrodę. Szczególnie rano. Wtedy wszystko budziło się do życia. Wspięła się na drzewo. Stamtąd miała lepszy widok. Coś przemieszczało się z zawrotną prędkością między drzewami. Tak, to Shun. Nieświadomy, że ktoś go obserwuje. Amanda patrzyła na niego z uwielbieniem. Był bardzo przystojny. Nagle usłyszała świst koło swojego ramienia. Obok usiadł Shun.
-Ale jak? Ty przecież byłeś tam...
-Zawrotna prędkość? Niezbędna przy bronieniu ciebie.
-Ja już umiem sama się bronić!- powiedziała lekko oburzona, patrząc w jego błyszczące oczy. Był lekko zmęczony, a oddech jeszcze nie wrócił do normy.
-Teraz będziesz potrzebować mnie.
-Zawsze ciebie potrzebuję- powiedziała cicho, chociaż wiedziała, że on to usłyszy. Lecz Shun jak zawsze to zignorował, chociaż nie było mu to obojętne. Z każdym dniem coraz bardziej ją lubił. Czasem przyłapywał się na tym, że obserwuje ją i czeka, aż się uśmiechnie czy na niego spojrzy. Dobrze wiedział, że nie może wiązać się zbytnio z podopiecznym, ale to było zbyt silne. Nawet on temu uległ.
-On się odrodził- zakomunikował.
-Tak szybko? Zaklęcie było aż tak słabe?
-Na niego- było. Tylko zaklęcie ostatnie jest w stanie na zawsze zepchnąć go do otchłani.
-Jeśli to zrobię, to... czy utracę swoją moc? 
-Nie, bo zawsze będą nowi wrogowie.
-A ty będziesz przy mnie?- zapytała.
-Oczywiście.
-Cieszę się.
Zapanowała chwila ciszy.
-Shun, czy ty kiedykolwiek uśmiechasz się bez powodu?
-Czasami.
-A czy stanie ci się coś, jeśli zepchnę cię z wysokości dziesięciu metrów?
Spojrzał na nią i podniósł brew w pytającym geście.
-Do czego zmierzasz?
-Do niczego, tylko po prostu...- zepchnęła go z drzewa. Jak przypuszczała spadł, nie robiąc sobie nic złego.
Zawołał z dołu:
-Teraz ty!
-Ale ja się boję!- mocniej chwyciła za gałąź, na której siedziała.
-Nie mów, że się boisz- uśmiechnął się zadziornie- złapię cię- wyciągnął ręce przed siebie.
Hm... Wyzwanie? Czemu nie?
-Uwaga, skaczę!
Czuła na plecach podmuch wiatru, który nagle ustał. Wylądowała w ramionach czarnowłosego. Na moment ich spojrzenia się spotkały.
-Jesteś bardzo ciężka. Możesz zejść?
-Wygodnie mi tu- ułożyła się lepiej- może poniesiesz mnie tak aż do domu?
-Niech ci będzie.
Amanda oparła głowę na jego ramieniu.

0 komentarzy: