Byli na spacerze. Nic nie wskazywało na to, co miało się dzisiaj wydarzyć. Słońce dość mocno świeciło, ptaki wesoło śpiewały tylko sobie znane piosenki gdzieś w koronach drzew. Cały świat był spokojny. Chociaż nie, to nieprawda. Dwójka ludzi co rozglądała się na boki. Mieli przeczucie, że coś się zdarzy. Właśnie dziś. Ale co?
Nagle ktoś zastąpił im drogę. Wokoło zrobiło się gorąco. Wiedzieli, kto to był. Pojawił się w towarzystwie płomieni i jednego zbłąkanego pioruna. Zwykły śmiertelnik spłonąłby na miejscu, lecz Wojowników tylko lekko odepchnął żar bijący od niego. Postąpił jeden krok naprzód. Para szybko się podniosła. Uśmiechnął się jadowicie, pokazując ohydne, brązowe zęby.
-Macie zaszczyt, że przyszedłem do was osobiście- zaśmiał się gardłowo.
-A my zaraz będziemy mieć zaszczyt cię zabić.
-Nie bądź taki pewien, rycerzyku od siedmiu boleści- przewrócił oczami.
-Założymy się? Amanda, zaklęcie obezwładniające!- krzyknął Shun, spoglądając na dziewczynę, której oczy na chwilę zabłysły fioletowym światłem.
-Co jest? Nie mogę się ruszyć!
-Mamy tylko dziesięć sekund. Trzeba z nim walczyć. Ja to zrobię. Ty w odpowiednim momencie wypowiesz zaklęcie ostatnie, dobrze?
-A jeśli nie trafię?- powiedziała, z przestrachem patrząc na czarnowłosego chłopaka.
-Trafisz, ufam ci.
-Ha, ha, ha, myślicie, że przechytrzycie Diabła? Nigdy!- powoli zaczął się oswobadzać. Zaklęcie robiło się coraz słabsze, aż w końcu przestało działać.
Zaczyna się!
"Uważaj, Shun"- pomyślała Amanda. Bała się o niego. Nie miał takiej mocy jak ona. Był tylko opiekunem. To ona powinna się tam znaleźć. Miała moc. On mógł zginąć.
-Teraz Am!- krzyknął, gdy przykleszczył go do drzewa.
-Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam zaklęcie te, które ostatnie zwie się. Zmiecie cię z powierzchni ziemi. Niech ogień zapłonie i moje życie uratuje. Dobro zawsze zwycięża zło!
-Jak to możliwe? Co ta wiedźma zrobiła?- to były jego ostatnie słowa zanim została z niego kupka popiołu, który porwał podmuch wiatru.
-Udało się!- szczęśliwa Amanda podbiegła i rzuciła się w ramiona Shuna- ale ty jesteś ranny!
-Nic mi nie będzie.
-Przecież zło cię zakaziło! Pokaż, wyleczę to.
Posłusznie podniósł rękę, na której widniała okropna rana. Na ramieniu miał podłużne nacięcie, które rozerwało mu mięsień i zagłębiało się aż do kości. Dziewczyna lekko się skrzywiła, ale delikatnie ją dotknęła. Rana zniknęła, tkanki się zrosły.
-Dziękuję- powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
-To ja powinnam ci podziękować. Naraziłeś swoje życie, żeby mnie uratować- odwzajemniła spojrzenie.
-Ciebie zawsze uratuję- pomyślał. Na razie nie chciał ujawniać swoich uczuć. Nie był ich pewien. Dla niego stanowiło to labirynt.
*
-Nareszcie Amerach został pokonany!- powiedziałą Runo, gdy byli w domku. Każdy trzymał kieliszek szampana- gratulujemy!
-Dziękuję, ale to także zasługa Shuna. No nie, gdzie on znowu się podział?- Amanda rozejrzała się po pokoju.
Tymczasem u Shuna...
-Jestem Panie i przynoszę dobre wieści. Amerach został pokonany.
-Gratulacje, Shun. Ale nie wezwałem cię po to, żeby gratulować. Pojawiło się nowe zło. Tym razem już musicie uciekać. To jest zbyt niebezpieczne. Musicie być sami. Nie mogą się wśród was pałętać śmiertelnicy. Zginą przy uderzeniu jego mocy. Będziecie zmuszeni przebrać się za kogoś innego. Wprawdzie nie ominie was konfrontacja, ale możecie jakoś to odwlec. Nowy wróg ma postać spokojnego pana w podeszłym wieku. Zawsze towarzyszą mu młodzieńcy w wieku około 20 lat. To jego słudzy.
-Jakie jest jego imię?
-Nie wiem. Jest zbyt potężne. Dlatego musicie stworzyć nowe zaklęcia, bo te już nie poradzą sobie z wrogiem.
-Dobrze, Mistrzu. Rozkaz zostanie wykonany.
-Teraz możesz odejść.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz