wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział XVII - Ostateczne starcie

Witam Was w nowym roku! Mam nadzieję, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego, obfity w sukcesy i osiągnięcia. Przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem, który jest jednym z moich ulubionych i mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu. 
Miłego czytania!
***
-„Coś wisi w powietrzu. Czuję, że to właśnie jest t e n dzień.”
-Shun, gdzie schowałeś mikser?- na dźwięk jej głosu przebudził się z zamyślenia. Spojrzał na nią zdziwiony.
-Tam, gdzie zwykle. W szafce na dole.
-Dobra, nie chodziło mi o mikser- powiedziała siadając obok- czuję, że coś z tobą jest nie tak. Jesteś jakiś dziwny.
-To prawda. Czuję, że to dziś Apokalipter wyzwie nas na pojedynek. Też to czujesz?- spojrzał na nią i już znał odpowiedź.
-Niestety tak. Shun, ja się boję. On jest silniejszy od Ameracha- zatrzęsły jej się ramiona. Zły znak.
-Jesteś teraz prawdziwą Wojowniczką, masz nowe zaklęcia. Masz mnie. Poradzisz sobie- powiedział pokrzepiająco, jednak wątpił, czy coś zdziałał. Jej twarz miała ten sam wyraz jak przed minutą.
-Dziękuję Shun. Na ciebie zawsze mogę liczyć, ale jednak pozostaje ta niepewność.
-Już czas. Trzeba zmierzyć się ze złem- powiedział stanowczo i wstał, a dziewczyna powtórzyła ruch.
Poszli na polanę. Nagle, w obłoku gęstej mgły zjawił się On.
-Witam was, drodzy przyjaciele- wysyczał, komicznie przekrzywiając głowę tak, że luźna skóra odsłoniła kawałek mięśnia na szyi.
-Od kiedy jesteśmy przyjaciółmi? Załatwmy to szybko, spieszy nam się.
- Czas zła nadszedł już kres. Wypowiadam zaklęcie te, które ostatnie zwie się! Zmiecie cię z powierzchni ziemi! Niech ogień zapłonie i moje życie uratuje. Zło zagrozić mi nie może. Dobro zawsze zwycięża zło!
To zaklęcie, które użyła na Ameracha było za słabe na Apokaliptera.
-Wzywam swoje demoniczne moce!
„To jest zbyt niebezpieczne dla niej”
-Uciekaj!
-A ty?
-Ja się nim zajmę, ty chroń dobro!
-Więc twoja przyjaciółka ma patrzeć jak umierasz? Świetnie. Zaczynamy przedstawienie!
Zaczął uderzać Shuna. Chłopak, choć próbował, nie miał szans by się jakoś obronić. Krew lała się strumieniami z każdego miejsca, gdzie wróg uderzył. To był koszmarny widok. Widziała, jak wyrwana ze stawu ręka bezwładnie wisi wzdłuż boku czarnowłosego. Ten potwór robił z nim co chciał. Gdy uznał, że ten nie żyje, kopnął go pod nogi dziewczyny. Ta uklękła przy nim i podniosła jego dłoń. Gdy opadła bezwładnie na ziemię, Amanda podniosła głowę. Po policzkach ciekły jej łzy. Widziała, jak jej obrońca, wybawiciel, nauczyciel, a wreszcie- przyjaciel, leży na ziemi brudny, okaleczony, sponiewierany. Martwy. Powoli wycedziła:
-Zabiłeś go, więc teraz ja zabiję ciebie!
Szybko wstała i w pośpiechu zaczęła układać zaklęcie:
-Animo bonum est fortius quam malum. Verus amor in aeternum in corde meo perstet. Ego precor: Germinet terra casurus est, quod numquam obscura caelo huc amplius. Bene semper triumphat malum!
Po tych słowach dziewczyna ujrzała dziwne światło wokół wroga. Krąg świetlików zmniejszał się, aż w końcu zacisnął się tak, że Apokalipter zginął. Dziewczyna szybko podbiegła do Shuna, który leżał pod drzewem. Podniosła jego głowę i położyła na swoich kolanach. Na suche usta Shun spadły słone krople.
-Shun! Obudź się!- błagała- Nie zostawiaj mnie tutaj! Nie teraz! Potrzebuję cię. Proszę! Zawsze mówiłeś mi, że mam być silna, ale bez ciebie nie potrafię. Wróć do mnie- a potem ciszej dodała- kocham cię, Shun.
Delikatnie go pocałowała. Ten pocałunek sprawił, że Shun otworzył oczy.
-Tez cię kocham- przytulił ją, a Amanda poczuła jak milion motyli w jej żołądku podrywa się do lotu. Czuła się lekka i szczęśliwa jak nigdy dotąd. 
Pomimo ran, wstał. Ledwo doszedł do domu, chociaż Amanda pomagała mu magią. Tam położyła go na łóżku.
-Dziękuję za wszystko- szepnęła, lekko ujmując jego dłoń.
-To ja ci dziękuję, Za to, że jesteś- zdążył powiedzieć. Zmęczenie wzięło górę i chłopak zamknął oczy.
Be i De gdzieś się zaszyli.
-Pewnie przestraszyli się walki i siedzą gdzieś w kącie- pomyślała. 
Postanowiła wyręczyć Shuna i pójść za niego do Devala.
-Witaj, Mistrzu- ukłoniła się.
-Witaj. Gdzie jest Shun?
-Odniósł obrażenia w walce, dlatego ja postanowiłam przyjść zamiast niego. Jest bezpieczny.
-Tak, tak, powiedział jakby sam do siebie, kręcąc swoją bródkę- słyszałem, że wróg został pokonany.
-Tak, Panie- odpowiedziała.
Zapanowała cisza.
-Nie wiedziałem, że Shun ma uczucia.
-W tej sprawie przychodzę z prośbą. Skoro nie będzie więcej wrogów, to czy Shun mógłby zamieszkać razem ze mną?- spojrzała wręcz błagalnie na swojego Mistrza.
-Hmm... dobrze, czemu nie? Wiele się zasłużył dla dobra. Może odejść ze służby.
-A czy ja utracę swoją moc?
-Nie. Przyda ci się. I na twoje ręce składam ogromne podziękowania w imieniu całego dobra.
-Dziękuję, Mistrzu.
-Jest jeszcze coś: Be i De muszą wrócić do mnie. Miały służyć tylko do pokonania wroga.
-Bardzo się do nich przywiązaliśmy, ale skoro taka jest twoja wola... nie mogę się sprzeciwić.
-Teraz możesz odejść. I powodzenia- dodał, gdy znajdowała się przy wejściu do komnaty.

0 komentarzy: