„Shun, uratuj mnie”- dobiegło do uszu
chłopaka.
-Amanda?
Szybko zerwał się z łóżka. Pobiegł do jej
pokoju. Nie ma jej. Ubrał się i wybiegł z domu. Biegł na oślep, ufając
intuicji. Ta zaniosła go do opuszczonego domu. Otworzył drzwi.
-Widzę, że mamy niespodziewanego gościa!
-Gdzie ona jest?
-Ale kto? Ach! Chodzi ci o Amandę? Tak,
tak, jest gdzieś tutaj. Amanda!
Gdy wyszła z cienia Shun zobaczył jej puste
oczy. Wpatrywały się w dal. Nagle zawiał wiatr, który wpadł przez okno.
Poruszył jej włosami. Światło księżyca padało przez zabrudzone okna oświetlając
jej ciemną twarz. Chłopak zauważył, że… płacze.
-Co jej zrobiłeś?
-Powiedzmy, że zabrałem jej wspomnienia, a
może nawet i duszę.
Światło.
-Amis!
-Jestem
tu, żeby ci pomóc. To nie jest Keith. To zło go opętało. Nie rób mu nic złego.
-Ale zło jeszcze istnieje?
-Hahaha! A co ty myślałeś! Zła nie da się
tak po prostu zniszczyć!
-To co ja mam zrobić?
-Masz
tu sztylet. Musisz wbić mu go prosto w serce. Nic mu tym nie zrobisz, jedynie
wypędzisz zło z jego ciała. Jeśli nie trafisz, Amanda umrze.
-Co to, to nie! Zmywam się!
Shun szybko pobiegł za nim. Nie było to
łatwe zadanie. W końcu Keith się zmęczył. Shun dopadł do niego na skraju lasu.
Szybko wbił sztylet.
Udało się- pomyślał z satysfakcją.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz