Nocą wkradł się do ogrodu. Otworzył okno.
„Mam nadzieję, że to te”.
Gdy zobaczył śpiącą dziewczynę, uśmiechnął
się. Wziął ją na ręce. Poniósł do starego, rozwalającego się domu.
-Co? Gdzie… gdzie ja jestem? Keith?
-Tak, to ja. Witaj.
-Możesz mnie wypuścić?- a gdy rozbudziła
się na dobre zaczęła krzyczeć: -Wypuść mnie, wypuść!
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie. Może
się czegoś napijesz?- podał jej szklankę. Amanda uznała, że to sok pomarańczowy
i wypiła to. Naraz w jej umyśle powstała pustka. Nie było w nim wspomnień
związanych z Shunem, Runo, Gusem. Tylko myśl o Keithie przetrwała.
-Czy teraz chcesz uciekać?
-Nie.
-Bardzo dobrze. Od teraz należysz do mnie!
Przebierz się- rzucił w jej stronę ubranie. Wykonała polecenie. Miała na sobie
czarne długie kozaki, mini czarną spódniczkę i czarną bluzkę na ramiączkach.
Jej piękne włosy Keith związał w ciasnego kitka. Myślał, że zniszczył
wspomnienia o Shunie. Ale Amanda zachowała jedno. Z oczu popłynęły jej łzy,
rozmazując czarny makijaż.
„Shun, uratuj mnie!”
***
Rozdziały są zdecydowanie za krótkie. Nie chcę ich poprawiać, kiedyś się za to wezmę. Na razie chcę jak najszybciej skończyć ten tom i zająć się drugim, w którym rozdziały są znacznie lepsze. Przede wszystkim jest tam więcej opisów.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz