niedziela, 15 września 2013

Rozdział LXVII - Zagubieni w wielkiej przestrzeni

Obudziła się wcześnie. Przez wielkie okna wpadało słońce. Cisza. Powoli wstała. Stała na zimnej podłodze, ale tego nie czuła. Zrobiła kilka kroków naprzód. Upadła. Nie wiedziała dlaczego. Powlokła się do łóżka. Godzinę później dało się słyszeć ciche pukanie.
-Wejdź.
-Dlaczego jeszcze nie wstajesz?
-Nie mogę.
-Jak to nie możesz?
-Nie wiem, Shun. Nic już nie wiem- wybuchnęła- po prostu upadam… nie mogę stać, Shun! Wiem, że to dziwne, ale nie mogę! Uwierz mi!!!
Zaniosła się rozdzierającym szlochem.
-Skarbie, wszystko będzie dobrze. Teraz zobaczymy, czy naprawdę nie możesz chodzić. Ja ci pomogę. Wstań.
Z dużym trudem wstała, lecz potem osunęła się na ramiona Shuna, który położył ją z powrotem na łóżku.
-Pójdę po Falianę. Może ona coś pomoże.
Po kilku minutach…
-Hmm… Myślę, że to efekt uboczny przejścia do innego świata. To zniknie za jakiś dzień, góra dwa.
-No to mam zagwarantowany dzień nudzenia się.
Usłyszeli szum.
-O nie! Czarownice!
-Kto? Gdzie?
Na horyzoncie ujrzeli czarną chmurę.
-Przylatują trzy razy w roku. Rozwalają wszystko, a potem odlatują.
-I wy im na to pozwalacie?
-Jesteśmy ze światła, nie możemy walczyć. Teraz chodźcie, musimy się ukryć.
Shun wziął na ręce dziewczynę i razem z Falianą poszli do schronu, gdzie czekali pozostali.
Nalot właśnie się rozpoczynał. Pierwsze z czarownic opadły na dachy domów, zrywając  je z dzikimi krzykami. Burzył domy, przewracały drzewa, niszczyły ogrody. Spokojne miasto zaczęło przypominać pole bitwy. Amanda zakryła uszy rękoma i przywarła do chłopaka, który widząc jej strach, mocno ją objął.
Kolejny dom runął. Amanda krzyknęła, gdyż było to blisko ich schronu.
Minęło kilka dni. Dziewczyna nie miała już więcej łez do wypłakania/
-Odlatują! - usłyszała.
-Nareszcie!
-Możesz już wstać?
Spróbowała. Zrobiła kilka ostrożnych kroków i upadła.
-Shun, przepraszam, ja nie mam siły.

0 komentarzy: