piątek, 25 października 2013

Rozdział LXXIV - "Shun, ja..."



Wróciła do domu. Zastała Shuna z bronią w ręku.

Życie nie ma już sensu, kiedy widzisz ukochaną osobę w objęciach innego.

-Nie Shun!

-Och, to ty! Nie masz tu czego szukać!- powiedział ironicznie, ale zarazem z nutą smutku w głosie.

-Shun, to nie tak jak myślisz!

-A więc co ja myślę?! Już sam nie wiem! Widocznie ci przeszkadzam! Uprzejmie zejdę ci z drogi. Będziesz mieć mnóstwo czasu dla swojego Klausa!- naładował broń i przyłożył do czoła. Już miał pociągnąć za spust, gdy nagle Amanda rzuciła się na niego i wyrwała mu z rąk broń. Na szczęście zabójcza maszyna nie wystrzeliła.

-Co ty robisz?! Dlaczego chcesz się zabić?

-Bez ciebie moje życie nie ma sensu! Czy ty tego nie rozumiesz?! Daj mi odejść…

Wolę odebrać sobie życie niż patrzeć jak powoli odchodzisz ode mnie…

-Nie pozwolę ci na to, Shun! Kocham cię! Tylko ciebie!

-A co to było? Przyjacielski całus?

-Shun, ja nie chciałam… to on…

-Głupie tłumaczenia! A miała być niespodzianka..

Dopiero teraz zauważyła, że Shun przygotował kolację ze świecami.

-Jaka ja głupia…

Poczuła, że robi jej się słabo, nogi się ugięły. Upadła.

0 komentarzy: