sobota, 22 marca 2014

Rozdział LXXXIV - Koszmar staje się jawą

Wrócił do domu. Lekarze nie pozwolili by siedział w sali.
-I znów pusto. I co ja mam robić?!- krzyknął. Echo niosło jego głos po pokojach.
Usiadł na kanapie. Włączył telewizor.
-W różnych częściach kraju ludzie prowokują zamieszki. Co dziwniejsze, ci ludzie zawsze mają na sobie czarne garnitury.
-Idiotyzm- skwitował wiadomość podaną przez dziennikarkę- kogo to obchodzi?
W tym momencie kamera przysłała przybliżony obraz mężczyzn. Shun natychmiast zesztywniał. Dobrze znał tych ludzi. Oni chcieli zabrać amulet. Klucz do Aprogazze. Do Bolvgardu.
-Najpierw Am, a potem oni…! Już wiem!- natychmiast wyszedł z domu i skierował się w stronę szpitala. Nie chciał jechać samochodem. Wolał skakać po dachach. Uniknie korków na drodze.
Zdyszany wpadł do sali. Dziewczyna posłała mu krótkie spojrzenie. Nadal była słaba.
-Słuchaj, muszę zrobić test. Do tego potrzebuję twojej krwi, ale by ją zebrać muszę cię skaleczyć. Wiem, że w twoim stanie nie jest to wskazane, ale wolałbym zaryzykować, ponieważ chyba wiem, jak ci pomóc.
Amanda skinęła głową. Shun chwycił pierwszą lepszą ostrą rzecz- były to nożyczki- i wbił je w rękę Amandy. Dziewczyna syknęła z bólu. Chłopak pośpiesznie zebrał krew do pojemniczka.
-Niedługo wrócę- powiedział i pocałował dziewczynę w policzek.
Przerobił jeden pokój na swoje laboratorium. Przebadał dokładnie jej grupę krwi i uznał, że coś jest nie tak. Zajrzał głębiej.
-Niemożliwe! Myślałem, że to tylko złudzenie, ale to prawda.
Teraz skupiał się na utworzeniu antidotum.

-Ciężkie zadanie. Skąd mam wiedzieć jakich składników użyli? I co ja mam zrobić?
Pracował do rana, aż w końcu się udało. Chwycił szklaną buteleczkę z czerwoną cieczą i pobiegł do szpitala. Po drodze potrącił kilkoro przechodniów, ale niezbyt się tym przejmował. Teraz najważniejszym zadaniem jest ocalić Amandę zanim umrze. Wpadł do jej pokoju. Widać, że spała, bo leniwie otworzyła oczy i przeciągnęła się. Powitała go wzrokiem. Nie chciała mówić.
-Mam… wiem… wiem, dlaczego jesteś… chora- wydyszał. Gestem wskazała krzesło. Usiadł i znów zaczął mówić:
-Faliana myliła się, mówiąc, że to skutek przeniesienia się do innego wymiaru. Pamiętasz tych, którzy nas napadli przed udaniem się do Aprogazze?- skinęła głową- nie wiem kiedy to zrobili, ale wlali w ciebie jakąś substancję, która powoli ogarniała twoje ciało. To tak jakby silna trucizna. Chcieli się tobą zabawić. Chcieli patrzeć jak umierasz w cierpieniach. Na szczęście ja znalazłem na to antidotum. Wypij to- podał jej butelkę.
-Czy to trucizna?- odważyła się spytać.
Shun uśmiechnął się na sam dźwięk jej słodkiego głosu. Był jak miód na jego smutne serce.
-Nie, to nie trucizna- powiedział miękko- wypij.
Posłusznie wykonała polecenie.
-Teraz się połóż. Za kilka godzin antidotum zacznie działać. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Po prostu leż. Ja muszę coś załatwić, ale wrócę, nie martw się. Wrócę, żeby zabrać cię do domu.
Odwrócił się i już miał wychodzić, gdy usłyszał:
-Dziękuję.

 

0 komentarzy: