poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział XXXII - Choroba

Gorąco. Dziewczyna zrywa się z łóżka, ale zaraz potem opada. Nie ma sił. Ponownie zamyka oczy.
Gdy się budzi widzi nad sobą rozmazaną postać.
-Kto?- pyta półgłosem.
-To ja.
-Shun…
-Ciii… Musisz leżeć. Widzę, że jesteś chora.
-Co? Ja chora?
-Tak, tak, ty. Nigdzie się nie ruszaj, zadzwonię po lekarza.
Później…
-No cóż, Amando, widzę tu zapalenie płuc.. Wypiszę leki. Proszę leżeć w łóżku przez co najmniej tydzień. Gdyby pojawiły się komplikacje proszę do mnie zadzwonić. Zapalenie płuc bywa bardzo groźne.
-Dziękuję panie doktorze.
Po wyjściu lekarza Shun usiadł na łóżku dziewczyny. Odgarnął jej jasne włosy z twarzy i popatrzył prosto w błękitne oczy.
„Wyrażają tylko ból i cierpienie”.
Wstał. Nie mógł znieść tego widoku. A co jeśli ona umrze? Jedyna osoba, na której mu zależy opuści go? 
"Nie!"- szybko odgonił te myśli. Jak burza wpadł do apteki. Jego czarne włosy były w nieładzie, a on dyszał ze zmęczenia. Podał aptekarce receptę. Za chwilę znów biegł, żeby jak najszybciej być przy niej. Nie chciał zostawiać jej samej. 
-Już jestem!- krzyknął. Wszedł do pokoju. Na łóżku siedział nie kto inny jak...
-Amis? A co ty tu robisz?
-Witaj, Shun. Przyszłam odwiedzić Amandę.
-Przyniosłęm leki.
Drryń!
Kto znowu?!- pomyślał ze złością.
-Cześć Shun, drętwiaku!
"O, nie!"
Zza nich wyłoniła się Runo.
-Mam nadzieję, że nie obrazicie się, że przyprowadziłam tu tych dwóch- wskazał na Gusa i Keitha.
-Nie, oczywiście- powiedział, cedząc każdy wyraz.
Weszli do pokoju Amandy. Anioł słysząc kroki, szybko znikł. Nie mógł pokazać się zwykłym śmiertelnikom.
-Cześć!
-Runo! Jak miło cię widzieć!
-Siema, Am!
-Cześć Gus, cześć Keith!
Resztę dnia spędzili przy wesołych rozmowach. Ale był ktoś, kto stał na uboczu, w cieniu, z dala od innych. Shun. Myślał, że ten dzień spędzi z Amandą. Nieważne, że jest chora. Chciał być tylko z nią. Popatrzył na dziewczynę. Wyglądała na szczęśliwą.
"Tak, na pewno jest szczęśliwa."


Rozdział XXXI - Smutek, nic więcej


Przeteleportowali się do domu. Shun poszedł do swojego pokoju. Nawet nie spojrzał na dziewczynę. Położył się na łóżku.
-„Skoro Mistrza już nie ma, to ja jestem najlepszym wojownikiem. Ach, Mistrz…”- łza popłynęła po jego policzku.
„Czuję w sobie tę moc. Jest wielka.”- i próbując swoich sił utworzył w dachu dziurę. Pełno gwiazd oświetliło łóżko. Największa świeciła prosto na chłopaka. Długi czas patrzył na gwiazdy i myślał. O wszystkim i o niczym. Powoli zamknął oczy zapadając w głęboki sen.

środa, 13 lutego 2013

Rozdział XXX - Trudny czas pożegnań

Mgła. Jasność. Śmiech.
-Gdzie ja jestem?
-W Królestwie Dobra.
-Amanda? Ty też tu jesteś?
-Oczywiście. Otwórz oczy, nic ci nie grozi.
Posłusznie wykonał polecenie. Na początku oślepiła go jasność, ale z czasem przyzwyczaił się.
-A Amis?
-Jestem tu, Shun.
-Dlaczego nas tutaj zabrałaś?
-Takie było polecenie. Wypijcie to.
Ciemność. Gorąco. Shun czuł, że się dusi. Nie mógł otworzyć oczu. Spada… Upadł. Znajdował się w wielkiej sali. Na końcu stał tron.
-Witam, Shun.
-Mistrz?
-Tak, to ja. Nie spodziewałeś się mnie, prawda?
-Prawdę mówiąc nie, Panie.
- Mam nadzieję, że zło nie będzie wam zagrażać. Nadszedł już ten czas.
-Jaki czas?
-Czas, żeby się pożegnać. To już koniec, Shun. Moja misja dobiegła końca.
-Ale Panie…
-Nie przerywaj. Teraz ty jesteś najsilniejszym wojownikiem na Ziemi. Powierzam ci swoją moc. Uklęknij.
-Nie! Proszę, nie!
-Shun, nie utrudniaj mi tego. Tyle lat służyłem dobru, więc teraz czas żeby ktoś inny przejął tę moc, a ja... ja idę na emeryturę. Uklęknij- powtórzył.
Ukląkł. Poczuł w sobie gorąco, potem zimno.
-Żegnam Shun. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy.
-Mistrzu, nie odchodź!
Ciemnośc. Gorąco. Czuje, że znów się dusi. Otworzył oczy.
*
Ciemność. Gorąco. Czuje, że się dusi. Spada... Upadła. Wielka sala.
-Gdzie ja jestem?
-Witaj, Amando.
Szybko uklękła i pochyliła głowę.
-Wstań.
-Dlaczego mnie wezwałeś, Panie?
-Amando, jesteś wielką wojowniczką. Długo służę dobru, ale zawsze jest ten czas, kiedy trzeba odejść w cień. Ty i Shun tworzycie parę najlepszych wojowników. Oby tak dalej. Dobro zawsze będzie płynąć w twoich żyłach. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Żegnaj.
Ciemność. Gorąco. Czuje, że się dusi. Otworzyła oczy.
*
-Amanda?
-Shun! Widziałam Mistrza! On... odszedł.
Przytulił ją.
-Sam ci mówił, że to ten czas.
-Będzie mi go brakowało.
-Mi też.

Rozdział XXIX - Na ratunek!

„Shun, uratuj mnie”- dobiegło do uszu chłopaka.
-Amanda?
Szybko zerwał się z łóżka. Pobiegł do jej pokoju. Nie ma jej. Ubrał się i wybiegł z domu. Biegł na oślep, ufając intuicji. Ta zaniosła go do opuszczonego domu. Otworzył drzwi.
-Widzę, że mamy niespodziewanego gościa!
-Gdzie ona jest?
-Ale kto? Ach! Chodzi ci o Amandę? Tak, tak, jest gdzieś tutaj. Amanda!
Gdy wyszła z cienia Shun zobaczył jej puste oczy. Wpatrywały się w dal. Nagle zawiał wiatr, który wpadł przez okno. Poruszył jej włosami. Światło księżyca padało przez zabrudzone okna oświetlając jej ciemną twarz. Chłopak zauważył, że… płacze.
-Co jej zrobiłeś?
-Powiedzmy, że zabrałem jej wspomnienia, a może nawet i duszę.
Światło.
-Amis!
-Jestem tu, żeby ci pomóc. To nie jest Keith. To zło go opętało. Nie rób mu nic złego.
-Ale zło jeszcze istnieje?
-Hahaha! A co ty myślałeś! Zła nie da się tak po prostu zniszczyć!
-To co ja mam zrobić?
-Masz tu sztylet. Musisz wbić mu go prosto w serce. Nic mu tym nie zrobisz, jedynie wypędzisz zło z jego ciała. Jeśli nie trafisz, Amanda umrze.
-Co to, to nie! Zmywam się!
Shun szybko pobiegł za nim. Nie było to łatwe zadanie. W końcu Keith się zmęczył. Shun dopadł do niego na skraju lasu. Szybko wbił sztylet.
Udało się- pomyślał z satysfakcją.

Rozdział XXVIII - Wielka zmiana


Nocą wkradł się do ogrodu. Otworzył okno.
„Mam nadzieję, że to te”.
Gdy zobaczył śpiącą dziewczynę, uśmiechnął się. Wziął ją na ręce. Poniósł do starego, rozwalającego się domu.
-Co? Gdzie… gdzie ja jestem? Keith?
-Tak, to ja. Witaj.
-Możesz mnie wypuścić?- a gdy rozbudziła się na dobre zaczęła krzyczeć: -Wypuść mnie, wypuść!
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie. Może się czegoś napijesz?- podał jej szklankę. Amanda uznała, że to sok pomarańczowy i wypiła to. Naraz w jej umyśle powstała pustka. Nie było w nim wspomnień związanych z Shunem, Runo, Gusem. Tylko myśl o Keithie przetrwała.
-Czy teraz chcesz uciekać?
-Nie.
-Bardzo dobrze. Od teraz należysz do mnie! Przebierz się- rzucił w jej stronę ubranie. Wykonała polecenie. Miała na sobie czarne długie kozaki, mini czarną spódniczkę i czarną bluzkę na ramiączkach. Jej piękne włosy Keith związał w ciasnego kitka. Myślał, że zniszczył wspomnienia o Shunie. Ale Amanda zachowała jedno. Z oczu popłynęły jej łzy, rozmazując czarny makijaż.
„Shun, uratuj mnie!”
***
Rozdziały są zdecydowanie za krótkie. Nie chcę ich poprawiać, kiedyś się za to wezmę. Na razie chcę jak najszybciej skończyć ten tom i zająć się drugim, w którym rozdziały są znacznie lepsze. Przede wszystkim jest tam więcej opisów.